Komplikacje związane z mechanizmem finansowania elektrowni atomowej
Według nieoficjalnych doniesień francuskiej prasy koncern EDF na posiedzeniu rady nadzorczej dotyczącym siłowni jądrowej Hinkley Point C znów odłożył decyzję o rozpoczęciu jej budowy. Powodem takiego stanu rzeczy mają być problemy finansowe firmy, która jest głównym inwestorem projektu.
Brytyjska inicjatywa miała stanowić poligon dla rozwiązań jakie mogą zostać wdrożone w Polsce – szczególnie w kontekście mechanizmu finansowania planowanej elektrowni atomowej. Chodzi o kontrakt różnicowy – rodzaj państwowych gwarancji stałej ceny kupna wyprodukowanego prądu w okresie obowiązywania zawartej umowy. Innymi słowy taka umowa polega na sprzedaży przez wytwórcę energii po cenie rynkowej. Jednak gdy jest ona niższa od określonej w kontrakcie to państwo dopłaca różnicę, jeśli jest natomiast wyższa to wytwórca zwraca wypracowaną nadwyżkę. Komisja Europejska zgodziła się na stosowanie tego mechanizmu, jednak został on zaskarżony przez Austrię do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Decyzja EDF – jeżeli się potwierdzi- wpłynie bezpośrednio na projekt budowy pierwszej elektrowni atomowej w Polsce. Hinkley Point C nie będzie bowiem w takiej konfiguracji pełnić roli pioniera nowych mechanizmów wsparcia.
PiS wstrzemięźliwy wobec polskiego atomu
To niejedyna kwestia, która osłabia szanse na wdrażanie programu atomowego w oficjalnie nadal obowiązującej formie. Niejasny stosunek do inwestycji prezentuje rządzący PiS. Jeszcze przed wyborami parlamentarnymi partia zapewniała o kontynuacji projektu, jednak po odniesieniu zwycięstwa mocno stonowała wszelkie deklaracje w tym zakresie. Mało tego pojawiły się głosy krytyczne wobec pomysłu budowy siłowni jądrowej. Chodzi np. o słowa Henryka Kowalczyka, który stwierdził, że jej przyszłość nie jest jasna i nie zapadły w tym zakresie jeszcze żadne decyzje. Także w dyskusjach o przyszłym miksie energetycznym Polski, które miały miejsce po zmianie władzy unikano słowa elektrownia atomowa. Oficjele koncentrowali się za to na sprawach gazowych (budowa drugiego gazoportu) i węglu (sanacja górnictwa, renegocjacja ustaleń klimatycznych).
Dopiero w styczniu minister Krzysztof Tchórzewski oświadczył, że rząd ma zamiar kontynuować program atomowy. Polityk nie podał jednak szczegółów.
Bardzo szybko okazało się jednak, że „kontynuacja” może wyglądać zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażamy. W odpowiedzi na interpelację poselską Anny Sobieckiej szef resortu energii stwierdził, że: „Kontynuowane będą działania zmierzające do wdrożenia energetyki jądrowej. Do najważniejszych zadań należy: przygotowanie sprawozdania z realizacji i zaktualizowanie Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (…) przygotowanie propozycji stanowiska rządu wobec propozycji inwestora w zakresie systemu wsparcia.”
Podsumowanie będzie tu raczej krótkie. Żaden z kluczowych elementów projektu nie został jeszcze zrealizowany. Nie wykonano badań lokalizacyjnych, ani środowiskowych. W grudniu 2015 r. miało ruszyć postępowanie zintegrowane (dotyczącego wyboru modelu finansowania siłowni jądrowej, a także partnera strategicznego, dostawcy technologii i paliwa jądrowego). Tak się jednak nie stało, a minister Tchórzewski jak ognia unika podjęcia tematu i mówi o bliżej nieokreślonym „przygotowaniu stanowiska rządu w zakresie systemu wsparcia”. W zasadzie może ono być pozbawione konkluzji w związku z wyżej opisaną sytuacją projektu Hinkley Point C, w ramach którego miał funkcjonować kontrakt różnicowy. „Zaktualizowanie Programu Polskiej Energetyki Jądrowej” nie zapowiada raczej przełamania impasu biorąc pod uwagę wypowiedzi szefa resortu energii z ostatnich dni.
W wywiadzie dla Rzeczpospolitej z 26 stycznia Tchórzewski stwierdza, że „Program jądrowy będzie kontynuowany. Jednak z punktu widzenia gwałtownie rosnących potrzeb energetycznych, budowa nowoczesnych bloków węglowych jest naszym priorytetem. Inwestycje, które energetyka musi rozpocząć w najbliższych latach będą kosztować 50-60 mld zł.” Przekładając to zdanie na zrozumiały język - budowa elektrowni atomowej będzie prowadzona na papierze, a państwo priorytetowo będzie inwestować w nowe siłownie konwencjonalne. W podobny sposób Tchórzewski wypowiedział się 27 stycznia podczas XVI edycji Ogólnopolskiego Kongresu Energetyczno-Ciepłowniczego POWERPOL. „Stoimy przed dylematem finansowania, a priorytetem jest jednak rozwiązanie problemu związanego z uruchomieniem programu inwestycji w obszarze energetyki konwencjonalnej” - oświadczył minister energii. Stwierdzenie to zawiera nie tylko echa decyzji EDF dotyczącej projektu Hinkley Point C, ale także ponownie uwypukla prym rozwijania energetyki węglowej kosztem atomowej.
Od momentu wygrania wyborów przez PiS mamy więc do czynienia w zakresie budowy pierwszej polskiej siłowni jądrowej z wstrzemięźliwością wobec projektu, a następnie deklaracjami sugerującymi, że chociaż nie zostanie ona „skasowana” to jednak nie jest bynajmniej priorytetowa i musi ustąpić palmy pierwszeństwa energetyce konwencjonalnej. Jest to -co trzeba przyznać- dość konsekwentna narracja. Papierkiem lakmusowym intencji PiS w odniesieniu do atomu będą jednak tak naprawdę zmiany w PGE, do których -jeśli wierzyć branżowym plotkom- dojdzie niebawem. To właśnie ta spółka weźmie na siebie główny ciężar inwestycji. Skład nowego Zarządu wiele nam powie o realnych szansach na budowę siłowni jądrowej. Tak było zresztą i za rządów PO/PSL, gdy inwestycji sprzeciwiał się ówczesny prezes PGE Krzysztof Kilian i konieczna okazała się jego wymiana.
Zobacz także: Priorytety ministerstwa energii: sanacja górnictwa, zminimalizowanie ryzyka blackoutu, Nord Stream 2, polski atom