Reklama

W przekonaniu Wołodymyra Demczyszyna, utworzenie podmiotu koordynującego wzajemne relacje pomiędzy wszystkimi zainteresowanymi, pozwoliłoby niemal całkowicie wyeliminować ryzyko tranzytowe. W skład rzeczonego konsorcjum, zgodnie z przedstawioną propozycją, mieliby wejść przedstawiciele europejskich importerów „błękitnego paliwa”, jego producenci oraz oczywiście ukraiński Naftogaz, który objąłby 50% udziałów + jedną akcję. Według ministra taka struktura akcjonariatu zabezpieczyłaby interesy każdej ze stron.

Demczyszyn poinformował, że dopuszcza różne scenariusze rozwoju sytuacji - zarówno takie w których jedynym przedstawicielem dostawców jest Gazprom, jak i te obejmujące nawiązanie bliższej współpracy z firmami pochodzącymi z Turkmenistanu, czy Kazachstanu - które również dysponują pewnym potencjałem infrastrukturalnym. Warto zwrócić uwagę, że od pewnego czasu ukraińskie władze odnosiły się z zauważalną rezerwą (eufemistycznie rzecz ujmując) do pomysłu włączenia rosyjskiego giganta w całą operację. Zmiana stanowiska może być spowodowana przyczynami dwojakiej natury - krótko i długookresowej. Krótkookresowe dotyczą oczywiście przygotowań do zbliżającego się sezonu zimowego - Ukrainie wciąż brakuje w podziemnych magazynach około 1,3 - 3,8 mld m3 gazu, a czasu na jego zakup jest coraz mniej - trzeba mieć na uwadze ograniczenia techniczne w tym zakresie. Kijów, aby przynajmniej częściowo zmniejszyć ryzyko, chciałby podpisać trójstronne porozumienie z Rosjanami do końca tygodnia. Problem polega jednak na tym, że jeszcze wczoraj Aleksander Nowak twierdził, iż jest to raczej mało prawdopodobne. Niewykluczone, że proponując Gazpromowi uczestnictwo w konsorcjum, Ukraińcy chcą przyspieszyć proces negocjacyjny i wywalczyć bardziej korzystną formułę cenową. W perspektywie długookresowej modyfikacja stanowiska stwarza szansę na zablokowanie projektu Nord Stream II. Całkiem niedawno Kijów informował, że w ciągu kilku lat, przy odpowiednich nakładach inwestycyjnych, jest wstanie znacząco zwiększyć przepustowość systemu przesyłowego - do poziomu przewyższającego łączne możliwości Nord Stream, Nord Stream II i Turkish Stream. Perspektywa nie ponoszenia wielomiliardowych kosztów, przy jednoczesnym uzyskaniu wpływu na proces tranzytu surowca i minimalizacji związanego z nim ryzyka, wydaje się bardzo interesująca.

Realizacja powyższego scenariusza wymagałaby jednak zmiany ukraińskiego prawa, ponieważ we wrześniu 2014 roku tamtejszy parlament uchwalił ustawę reformującą system kontroli nad infrastrukturą transportową. Dopuszcza ona wprawdzie możliwość utworzenia operatora, w którym 49% udziałów obejmą podmioty zagraniczne, ale wyraźnie zaznaczono, że chodzi wyłącznie o firmy pochodzące z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych.

Idea uczynienia tranzytu gazu na zachód bardziej transparentnym wraca, jak bumerang, co najmniej od roku 2002. W 2003 planowano nawet, żeby akcjami spółki joint venture podzieliły się po równo Naftogaz i Gazprom, ale koncepcja nie doczekała się realizacji. W różnych formach wracała jednak do debaty publicznej w 2006, 2008 i 2010 roku.

Zobacz także: Pakiet Zimowy bis: Taktyczna pauza w relacjach gazowych Kijów-Moskwa

Zobacz także: Gazprom uzgodnił "kluczowe aspekty" porozumienia gazowego z Ukrainą

Reklama
Reklama

Komentarze