Teraz niestety jest nie inaczej - mówi ekspert. Gospodarki współpracują, co roku bijemy kolejne rekordy wzajemnych obrotów handlowych, a zapotrzebowanie na polskie produkty i usługi na rynku niemieckim stale rośnie. Wszystko wygląda przyzwoicie… poza jednym. Koncepcja polityki energetycznej różni nas bowiem diametralnie. I wcale nie chodzi o poważny kawałek rury Nordstream II, ale o całokształt patrzenia na strukturę wytwarzania energii elektrycznej. Nasze historyczne przywiązanie do węgla jest zupełnie ortogonalne do niemieckiej niechęci do węglowej emisji CO2. I niezależnie od patrzenia na dzisiejsze elektrownie węglowe w Niemczech, musimy zdać sobie sprawę z faktu, że Energiewende, choć na pewno będzie jeszcze kilkakrotnie modyfikowane, to jednak będzie zupełnie różne od naszego Energy-mix-u. Widać to patrząc na nowoogłoszone plany niemieckie na rok 2030 i na przewidywaną strategię polskiego wytwarzania, która w bólach rodzi się w gabinetach Ministerstwa Energii i powinna być ogłoszona wkrótce, a powoli zaczyna przedostawać się w przeciekach do opinii publicznej - twierdzi Świrski.
Grafiki: Blog Konrada Świrskiego
Jak podaje Świrski, dane o niemieckiej strukturze wytwarzania można znaleźć tutaj, z kolei dane o polskim wytwarzaniu z informacji Operatora Systemu Przesyłowego.
Emisyjność elektrowni węglowych przyjąłem na poziomie 0,8 t/MWh (optymistycznie) i jednakowo dla obu krajów, na rok 2030 przyjąłem zwiększenie obecnej produkcji energii z uwagi na wymagania elektromobilności odpowiednio o 25 i 15 %. Niemiecka struktura wytwarzania wg ostatniej aktualizacji polityki energetycznej, polska oparta jest o założenia, że w 2030 będziemy mieli 60% z węgla (oficjalne deklaracje ME), 27% OZE to cel europejski, który lepiej wykonać (choć wydaje się to trudne do osiągnięcia przy utrzymaniu obecnej polityki legislacyjnej, ale załóżmy silny postęp w technologii) i reszta wypadkowa w gazie (hipotetyczne plany wprowadzenia energetyki jądrowej do miksu do 2030 jednak traktowałbym bardziej literacko na dziś). Finalnie prowadzi to do przewidywania emisji CO2 z energetyki w 2030 i uśrednionych wskaźników na MWh i na obywatela danego kraju. Oczywiście wyliczenia i obrazki można uszczegółowiać i liczyć jeszcze bardziej wariantowo i dokładnie, ale nie zmieni to podstawowych wyników - mówi ekspert.
Widać, że strategie rozmijają się diametralnie.
Plany niemieckie prowadzą do silnego obniżania emisji CO2 (i przekraczania wszystkich celów obecnej, europejskiej polityki klimatycznej), w warunkach polskich (bez EJ i 60 % węgla) będzie trudno zmieścić się w obecnych konkluzjach klimatycznych (- 43 % redukcji CO2). Coraz trudniej będzie udowadniać, że niemiecka gospodarka ma sumarycznie większy wpływ na emisję, bo finalnie wskaźniki emisyjności „na głowę” w Niemczech będą niższe, mimo znacznie większego poziomu konsumpcji energii per obywatel - dodaje Świrski.
Nie jest moją intencją udowadnianie, która strategia jest lepsza – każda po prostu lepiej pasuje do danego kraju. Nie jesteśmy w stanie gwałtownie rezygnować z węgla i kopiować Energiewede, bo i nie mamy możliwości subsydiowania OZE z kieszeni obywateli jak też i czasu na reorganizacje sektora energetycznego. Z kolei Niemcy po pierwsze chętnie sięgają po nowe normy i politykę klimatyczną, bo to wymusza, korzystny dla ich przemysłu, postęp technologiczny, po drugie bariery wejścia dla innych gospodarek-mniej zaawansowanych ale może tańszych produkcyjnie ale i bardziej energochłonnych i emisyjnych. Finałem polityki klimatycznej jest, de facto, obrona niemieckiego przemysłu, który stawia na Industry 4.0 i najbardziej skomplikowaną technologicznie produkcję, ale z minimalizacją udziału siły roboczej poprzez totalną cyfryzację i robotyzację, a wypychającą najbardziej brudny przemysł poza granicę Unii. Prawdopodobnie będąc po tamtej stronie granicy robilibyśmy dokładnie tak samo, ale niestety u nas nie jest to wygrywająca strategia- nawet wręcz przeciwnie wykańcza nasz kawałek przemysłu. Dlatego niemiecka polityka energetyczna będzie ciągnąć w jedną stronę, a naszaw zupełnie przeciwną. Nie ma tu pewnie żadnej złej woli – po prostu czysty biznes wynikający z aktualnego stanu gospodarek obu państw - twierdzi ekspert.
Czego możemy się więc spodziewać i jakie problemy nadchodzą?
Na pewno dalszego nacisku na podnoszenie celów pakietu klimatycznego i dalsze ograniczanie emisji CO2 oraz zwiększanie udziału OZE. Widać, że nawet obecne cele unijne są na granicy naszych możliwości (w praktyce już ich nie spełniamy), ale jednocześnie mogą być znacznie bardziej zaostrzane w przyszłości, bo Energiewende idzie przecież znacznie dalej i tam jest duży zapas. Będziemy więc pod ostrzałem i teraz nie zadziałają nawet argumenty o emisji CO2 na głowę. Jeśli już to szykujmy się na negocjacje nie tylko dotyczące obecnego Pakietu (konkluzje 2015) i „Pakietu zimowego”, ale też desperacko brońmy się przed nowymi normami i ograniczeniami, które koncepcyjnie na pewno się pojawią. Zawsze, warto też korzystać z porady typu „Pomóż sobie a Pan Bóg dopomoże” i cały czas modernizować naszą energetykę i przemysł, i jednak powoli przestawiać się na europejski system Energy mix z dużym udziałem OZE – zwłaszcza jeśli technologie będą stopniowo coraz tańsze. Musimy widzieć problem – nacisk na mniejsze CO2 i większy udział OZE wcale nie ustanie – to będzie kluczowy punkt negocjacyjny w całej dekadzie. Nie widać możliwości redukcji CO2 metodami „czystych technologii węglowych”, więc musimy rozważać coraz większy udział innych paliw (gazu), a więc i jeszcze większy problem z bezpieczeństwem dostaw i podejść realistycznie do energetyki jądrowej to znaczy-nie używać jej do ładnego kolorowania Energy mix. Na pewno też należy próbować znaleźć jakiś sensowny kompromis (choć na pewno trudny i bolesny), bo jak wiadomo z boiska piłki nożnej najlepsi zawsze jesteśmy w zwycięskich remisach- podsumowuje Świrski.