Reklama

Pod koniec września br. doszło do narady węgierskiego premiera Wiktora Orbana z prezesem Gazpromu Aleksiejem Millerem. Rozmowy dotyczyły oficjalnie kwestii zwiększenie przesyłu rosyjskiego gazu nad Balaton, ale ich realnym efektem było przede wszystkim wstrzymanie rewersowych dostaw błękitnego paliwa na Ukrainę [1]. 

18 listopada węgierski ambasador w Rosji, Janos Balla spotkał się z prezesem Gazpromu, Aleksiejem Millerem. Tematem dyskusji było zabezpieczenie odpowiedniego wolumenu gazu dostarczanego dla konsumentów z Węgier a także stabilnego tranzytu surowca przez terytorium tego państwa. Ponadto omówiono również kwestie realizacji projektu South Stream.

Co ciekawe, dzień wcześniej miała miejsce rozmowa telefoniczna Orban-Poroszenko. Ukraiński prezydent poruszył w niej takie sprawy jak wznowienia rewersowych dostaw błękitnego paliwa nad Dnieprrównież w kontekście planowanego otwarcia pod koniec roku intekronektora węgiersko-słowackiego, a także omówił propozycję współpracy gazowej pomiędzy Kijowem i wyszehradzkimi stolicami, w tym utworzenia nad Dnieprem hubu gazowego dla państw Środowej Europy [2] [3]. 

Powyższe wydarzenia są niezwykle interesujące przynajmniej z trzech powodów: 

  • Po pierwsze, pokazują one niezwykłą aktywność Gazpromu w regionie. Kluczowym regionie, biorąc pod uwagę kwestię ukraińską, South Stream, ale także wielkość wolumenu rosyjskiego gazu jaki jest tu dostarczany. Jest, ale w niedalekiej przyszłości może to ulec zmianie m.in. dzięki projektom takim jak Korytarz Północ-Południe, który ma połączyć siecią gazociągów terminale LNG w Świnoujściu i na chorwackiej wyspie Krk. Zresztą już dziś pierwszy z nich stanowi żelazny argument polskiego PGNiG w procesie renegocjacji ceny rosyjskiego surowca dostarczanego przez Gazprom.
  • Po drugie, zażyłość węgiersko-rosyjska ukazuje nam w pełnej krasie słaby punkt inicjatyw zmierzających do realnej dywersyfikacji źródeł gazu w sercu starego kontynentu. Ową Piętą Achillesową są Węgry, które -co należy podkreślić- stają się państwem coraz bardziej nieprzewidywalnym. Jak inaczej intepretować bowiem zapowiedź Budapesztu o kontynuacji budowy South Stream nad Balatonem nawet jeśli UE będzie sprzeciwiać się tej inwestycji (chodzi o wypowiedź sekretarza stanu w ministerstwie energetyki, Andrasa Arada dla Reutersa)? 
  • No i wreszcie powód trzeci. Spotkania Orban-Miller oraz Balla-Miler pokazują w jaki sposób Węgry prowadzą swoją "niezależną" politykę energetyczną. Okazuje się bowiem, że asertywna postawa względem Brukseli nie przekłada się na takie same zachowanie względem Moskwy, z którą jak widać Orban pieczołowicie uzgadnia swoje stanowisko np. w sprawie Ukrainy. Jest to kwestia warta głębszego zastanowienia, szczególnie dla osób głęboko zafascynowanych stylem sprawowania władzy lidera Fideszu.
Reklama
Reklama

Komentarze