Reklama


Kwestia tarczy antyrakietowej rozgrzewa dziś zarówno polityków jak i opinię publiczną. Prezydent Komorowski stwierdził, że miałaby być ona komplementarna z NATO i jednocześnie "bronić terytorium naszego kraju przed atakami z powietrza". Tym samym głowa państwa wprowadziła chaos, a dziennikarze jedynie go powielili, nie dokonując rozróżnienia na system obrony antybalistycznej i przeciwlotniczej.

Pierwszy jest bowiem w istocie amerykańską tarczą antyrakietową skierowaną w państwa "osi zła", które mogą posiąść broń jądrową i skierować ją pociskami balistycznymi w kraje Zachodu (w skład której wchodzą naziemne baterie GMD, okręty wojenne wyposażone w pociski Standard SM-3 oraz ich naziemna wersja, a także lądowe mobilne baterie pocisków THAAD), drugi natomiast jest przeznaczony do obrony państwa przed atakami wrogiego lotnictwa lub rakiet krótkiego i średniego zasięgu (tu królują baterie lądowe wyposażone w zestawy Patriot). Komorowski najwyraźniej oba systemy o różnym przeznaczeniu zlał w swojej wypowiedzi w całość. Tarcza antyrakietowa NATO nie jest bowiem systemem obrony przeciwlotniczej ergo nie jest w stanie obronić terytorium naszego kraju przed atakiem lotnictwa bądź konwencjonalnych rakiet.

Brak rozeznania polskiego Prezydenta szybko prostował szef BBN, który sprecyzował, że chodzi o budowę polskiego "systemu obrony przeciwrakietowej". Wtórował mu szef MON Tomasz Siemoniak, który stwierdził, że "Polska zamierza budować system obrony przed atakami powietrznymi i rakietowymi (nie balistycznymi) we współpracy z m.in. Francją i Niemcami." Właśnie w tej wypowiedzi możemy dostrzec kolejny problem. Choć Siemoniak kontynuując swoją wypowiedź twierdzi, że nasz kraj chciałby realizować tak kosztowny program z innymi sojusznikami z NATO, to jednak wymienienie Niemiec i Francji każe nam przyjrzeć się bliżej wizji tych krajów dotyczącej europejskiego systemu bezpieczeństwa.

Zarówno Francja jak i Niemcy przy współudziale Rosji są bowiem zainteresowane budowaniem nowego, kontynentalnego systemu bezpieczeństwa bez NATO. Zdaniem tamtejszych polityków miałoby się to przyczynić do nadania podmiotowości Unii Europejskiej i wyrwanie jej spod amerykańskiej kurateli.

Nie należy także zapominać o wymiarze gospodarczym - Niemcy i Francja są jednymi z głównych udziałowców europejskiego potentata w dziedzinie uzbrojenia rakietowego MBDA, który w swojej ofercie dysponuje odpowiednim (wielozadaniowym) systemem przeciwlotniczym i przeciwrakietowym SAMP/T.

 Prezydent Komorowski najwyraźniej podziela tą wizję. Podczas 48 Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa stwierdził:
„Unia Europejska powinna podjąć prace nad nową strategią bezpieczeństwa (…) dojrzał czas, by UE z całą powagą podeszła do swojej odpowiedzialności za bezpieczeństwo w Europie i w jej otoczeniu, w synergicznej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi i NATO, z Rosją i innymi państwami Europy Wschodniej.”

Synergia to jak wiadomo współdziałanie różnych czynników, innymi słowy głowa Rzeczpospolitej postulowała w swojej wypowiedzi powstanie nowego, niezależnego od NATO i USA (choć domyślnie z nim współpracującego) komponentu bezpieczeństwa na terenie Europy. Mówiąc wprost: stworzenia nowego europejskiego systemu bezpieczeństwa. Nie jest tajemnicą, że jego fundamentem jest wykluczenie Ameryki i zastąpienie jej "rodzimą" Rosją. Tak więc zapowiedź polskiej tarczy antyrakietowej budowanej z Francją i Niemcami wcale nie musi być komplementarne z NATO. Wręcz przeciwnie, może stanowić przyczynek do budowy Europy postatlantyckiej. Wypowiedź monachijska Komorowskiego składa się w logiczną całość z rewelacjami dotyczącymi polskiej tarczy antyrakietowej.

Piotr A. Maciążek

 
Reklama
Reklama

Komentarze