Reklama

Klimat

Śledztwo klimatyczne redaktora Warzechy rodem z 13. Posterunku [POLEMIKA]

Fot. Energetyka24
Fot. Energetyka24

Okładkowy tekst nowego „Do Rzeczy” miał być „śledztwem Łukasza Warzechy”, które obnaży „wielkie zielone oszustwo” za którym stoją „fanatycy ocieplenia klimatu”. Artykuł ten obnażył jednak wyłącznie braki w wiedzy i rozumowaniu red. Warzechy.

Zupełnie naga broń

W najnowszym numerze tygodnika Do Rzeczy znaleźć można tekst red. Łukasza Warzechy pt. „Klimatyzm obnażony”. Jest to okładkowy materiał tego wydania, reklamowany jako „śledztwo”, które ma obnażyć „wielkie zielone oszustwo fanatyków ocieplenia klimatu”. Niestety, materiał nie tylko nie obnaża niczego poza brakiem wiedzy red. Warzechy, ale też – ze względu na wysokie stężenie manipulacji oraz półprawd – stanowi niebezpieczny produkt medialny, mogący wprowadzać w błąd czytelników.

Analizę warto zacząć od stwierdzenia, że tygodnik, który opublikował ten materiał, znany jest z udostępniania swych łamów osobom kwestionującym w pozamerytoryczny sposób teorię antropogenicznego globalnego ocieplenia. Tak było m.in. w 2019 roku, kiedy to okładkowym artykułem DoRzeczy został komentarz Tomasza Cukiernika zdebunkowany tutaj.

Klimatyczna Akademia Policyjna

Tekst Warzechy prowadzi czytelnika przez poszczególne „mity”, które – w większości – tworzy sam autor, posługując się taktyką tzw. stawiania chochołów (tzn. kreuje pewną kwestię, czyni z niej zarzut lub argument oponenta i bohatersko się z nią rozprawia). Pierwszy tego typu chochoł znajduje się już we wstępie do materiału. Red. Warzecha pisze, że gdy zima jest ciepła, to „klimatyści” krzyczą, że to wina globalnego ocieplenia, natomiast milkną, gdy trafi się zimny kwiecień. „Gdy zaś zimne miesiące ciągną się w nieskończoność, tak jak w tym roku, klimatyści milczą (...)” – wskazuje autor. To oczywista nieprawda – po pierwsze, żaden rozsądny i choć trochę obeznany w temacie człowiek (a tym bardziej naukowiec) nie wyciąga wniosków na temat klimatu z chwilowego układu pogody. Jeden zimny dzień, miesiąc czy rok w żaden sposób nie mogą służyć za argument w sprawie globalnego ocieplenia, tym bardziej, gdy chodzi o lokalne pomiary temperatury. Trend i zaawansowanie zmian klimatu oblicza się na podstawie średnich wieloletnich. Te zaś jednoznacznie wskazują na ocieplenie. Dekada 2011-2020 była najcieplejsza w historii pomiarów. Lata 2016, 2019 i 2020 były najcieplejszymi w historii pomiarów. 6 najcieplejszych lat w historii pomiarów to lata od 2015 roku. Rok 2020 był najcieplejszym w historii europejskich pomiarów – i to pomimo przymrozków w Polsce nawet w II połowie maja. W skali świata rok 2020 rywalizował o palmę pierwszeństwa z 2016. To właśnie na te dane patrzą „klimatyści”. Chwilowy układ pogody należy do arsenału argumentów drugiej strony, która zwykła pytać, jak to jest, że klimat się ociepla, skoro mieliśmy zimną majówkę.

Redaktor Warzecha przygotował na potrzeby artykuły własną klasyfikację „klimatystów” zaznaczając na wstępie, że nie są to naukowcy. Trudno zrozumieć, dlaczego autor wyłączył tę grupę, zwłaszcza, że to właśnie w niej znaleźć można – procentowo – najwięcej głosicieli tych tez, z którymi się nie zgadza. Nie wiadomo też, jak red. Warzecha klasyfikuje ludzi, którzy nie są naukowcami, a którzy powtarzają kropka w kropkę to, co mówią naukowcy.

Następnie autor wymienia szereg postaci, które według niego robią interes na globalnym ociepleniu. Wskazuje m.in. na Ala Gore’a, Gretę Thunberg i Billa Gatesa. Do osób tych można mieć rozmaite pretensje i zastrzeżenia, ale trudno zrozumieć, co ich działalność zmienia w kwestii zmiany klimatu. Czy polityczne wypowiedzi Gore’a, aktywizm Thunberg albo przedsiębiorczość Gatesa jakkolwiek wpływają na potwierdzony naukowo fakt, że człowiek ociepla atmosferę przez emisję gazów cieplarnianych? Nie.

Pod ogień krytyki red. Warzechy trafia również portal Nauka o Klimacie (NoK) i prowadzący go zespół pod kierunkiem prof. Szymona Malinowskiego. „Chociaż redakcję portalu stanowią w większości naukowcy, to sposób argumentacji jest nierzadko publicystyczny” – twierdzi autor, w publicystyczny sposób argumentując przeciwko naukowcom. Trudno zrozumieć istotę tego zarzutu red. Warzechy. Czyżby miał on pretensje do naukowców, że przedstawiają fakty naukowe w publicystyczny, a więc przystępny i powszechnie zrozumiały sposób?

Dalej red. Warzecha krytykuje NoK, że obala mity „zestawiając ze sobą twierdzenia całkowicie w debacie uprawnione - np. zakwestionowanie przemożnego wpływu człowieka na zmiany klimatu ze stwierdzeniami (...) takimi jak rząd światowy kontroluje ludzi za pomocą chemtrails”. Takie twierdzenia są jednak zupełnie nieuprawnione. Po pierwsze, NoK w każdym ze swoich artykułów dokładnie i starannie wyjaśnia, dlaczego dany mit jest mitem. Publikowane tam teksty są opatrzone szeregiem przypisów oraz zawierają bardziej rozbudowane wersje dla zaawansowanych czytelników. Wszystkie materiały NoK powstają pod okiem naukowców, a zawarta w nich argumentacja nie jest oparta na chwytach erystycznych, tylko na faktach i logicznym wyprowadzaniu wniosków. Po drugie, kwestionowanie „przemożnego wpływu człowieka na klimat” w debacie naukowej jest uprawnione, gdy stoją za tym potwierdzone dowody naukowe. Tymczasem zgromadzony przez naukowców materiał dowodowy jasno wskazuje, że to człowiek i jego gospodarka odpowiadają za globalne ocieplenie. Dlatego też naukowcy uznają kwestionowanie dominującego wpływu człowieka na obecną zmianę klimatu za mit.

Żandarm z St. Tropez i naukowcy

Biorąc powyższe pod uwagę naprawdę trudno pojąć, dlaczego red. Warzecha jako mit zakwalifikował stwierdzenie „powodowane przez człowieka globalne ocieplenie jest faktem, a z faktami nie ma co dyskutować”. Dowodów na to, że człowiek odpowiada za obecną zmianę klimatu jest cała masa. Świadczyć może o tym chociażby wzrost stężenia CO2 (czyli: gazu cieplarnianego) w atmosferze, potwierdzony pomiarami wzrost temperatur w dolnych jej warstwach i spadek w górnych (co z kolei odpowiada mechanizmowi działania „kołderki”, jaką CO2 tworzy wokół planety, zatrzymując promieniowanie przy jej powierzchni), wzrost poziomu mórz, rekordy wieloletnie średnich globalnych temperatur itp. itd. Dla świata nauki antropogeniczne globalne ocieplenie (AGO) jest faktem potwierdzonym w tym samym stopniu, co istnienie grawitacji. Wątpliwości na ten temat wysuwane są już wyłącznie w mediach – nie dlatego, że ktoś nie dopuszcza jakichś naukowców do głosu, tylko dlatego, że na tezę przeciwną, tj. taką, która głosi, iż to nie człowiek odpowiada za ocieplenie, nie ma dowodów. Te są po stronie teorii AGO.

„W przypadku domniemanego antropologicznego ocieplenia klimatu możliwości eksperymentalnego sprawdzenia oczywiście nie ma” – pisze red. Warzecha i znów mija się z prawdą. Oczywiście nie możemy – w ramach eksperymentu – sklonować Ziemi, ale wiemy (dzięki badaniom i eksperymentom), że CO2 to gaz cieplarniany, że ludzie wtłaczają gigatony tego gazu do atmosfery, że jego stężenie stale rośnie. To właśnie te stwierdzenia leżą u podstaw teorii AGO. Pewnego rodzaju eksperymentem są też modele klimatologów, zakładające wzrost średnich globalnych temperatur w miarę przyrostu emisji – te sprawdzają się całkiem dokładnie.

image

 Reklama

Red. Warzecha nie widzi jednak takich subtelności. Nie dostrzega także szczegółów systematyki naukowej stwierdzając, że teoria AGO jest „wciąż jedynie hipotezą - jedną z kilku”. To nieprawda. AGO to teoria naukowa - efekt długiego i skomplikowanego procesu naukowego, który polegał na analizowaniu ton materiału dowodowego. W jego trakcie niczego nie założono apriorycznie, tylko wysuwano i obalano (posługując się metodą naukową, a więc najdoskonalszym narzędziem poznawania rzeczywistości, jakie znane jest człowiekowi) szereg różnych hipotez, aż ustalono, że to ludzie odpowiadają za globalne ocieplenie. Tymczasem redaktor Warzecha manipuluje i próbuje przekonać czytelnika, że jest kilka – potencjalnie równie prawdziwych - hipotez. To oczywista nieprawda. Wszelkie dowody zgromadzone przez naukę są po stronie AGO. Gdyby było inaczej, nie mówilibyśmy teraz o teorii AGO – nauka jest bowiem dyktaturą, dyktaturą dowodów.

Człowiek, który wiedział za mało

Dalej red. Warzecha „atakuje” konsensus naukowy w sprawie GO. „Prawdy nie ustala się na mocy konsensusu” - racja, ale przecież nikt jej tak nie ustalił. Ten konsensus jest właśnie efektem tego, że za teorią AGO stoi przytłaczająca ilość materiału dowodowego (o czym było wyżej). „Jeżeli nie zgadzałoby się choćby 3% naukowców, to właśnie ich argumentom należy się przyglądać ze szczególną uwagą” – wskazuje red. Warzecha, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, że tak się właśnie dzieje. Tyle, że argumenty tych niezgadzających się nie wytrzymują sprawdzenia metodą naukową. Dobrym tego przykładem jest prof. Richard Lindzen. Wielokrotnie mylił się w swoich przewidywaniach dotyczących wzrostu średnich globalnych temperatur - co zostało już potwierdzone m.in. przez dokonane w przeszłości pomiary. Dlaczego zatem pochylać się nad tymi samymi jego argumentami, skoro wiadomo, że jest on w błędzie?

Red. Warzecha nie ustaje jednak w krytyce konsensusu - stwierdza, że badanie Cooka z 2013 roku wykazujące 97-procentowy konsensus było nierzetelne, bo dotyczyło nie tylko prac klimatologów, ale też innych naukowców. Tymczasem wcześniejsze badanie Dorana z 2009 roku przeprowadzone tylko wśród „earth scientists” dało bardzo podobny wynik (97,4%).

Autor chcąc podeprzeć swe tezy zewnętrznym autorytetem przywołuje postać Bjorna Lomborga. Ten duński politolog znany jest ze swoich książek, które – uznając odpowiedzialność człowieka za zmianę klimatu – kwestionują sens walki z tym zjawiskiem. Niestety, prace te obarczone są licznymi i poważnymi mankamentami – jest ich na tyle dużo, że powstał już portal, który wylicza błędy i manipulacje, jakie Lomborg zawarł w swoich publikacjach i wypowiedziach. Można zadać teraz pytanie, dlaczego red. Warzecha woli w kwestii klimatu słuchać mylącego się politologa, którym jest Lomborg, a pozostaje głuchy na głos klimatologów - czyli np. profesora Szymona Malinowskiego, którego pracę krytykuje.

Wybiórczy gliniarz z Beverly Hills

Na potrzeby swojego artykułu red. Warzecha przytoczył cytat z raportu AR5 (2014 rok) Międzyrządowego Panelu ds. Zmiany Klimatu (IPCC) wskazując, że „dla większości sektorów gospodarki wpływ zmian klimatu będzie niewielki w porównaniu z wpływem innych czynników”. Nie jest to jednak pełne i wierne tłumaczenie tego fragmentu:

image

 Źródło: IPCC AR5

IPCC wskazuje tu bowiem czynniki, które będą miały większy wpływ niż zmiana klimatu dodając jednocześnie, że mamy niepełne dane dot. ekonomicznych skutków GO, osadzając projekcje w scenariuszu wzrostu temp. o 2,5°C, przy czym maksymalny wzrost przewidywany przez IPCC do 2100 r. to 4,8°C. Poza tym, dość zabawnym jest, że red. Warzecha powołuje się na raport IPCC, czyli dokument, który dosłownie miażdży wcześniejsze tezy jego artykułu - np. te, że teoria AGO to wciąż hipoteza. Co więcej, o innych skutkach GO przewidywanych przez IPCC (wojny, głód, susze, migracje) red. Warzecha milczy.

Warto tu podkreślić, że red. Warzecha cytuje sobie IPCC tak, jak mu wygodnie i tam, gdzie mu wygodnie. Wybierając sobie akurat takie fragmenty, jakie mu pasują do tezy i ignorując całą resztę. Anglosasi mają na to bardzo ładne słowo: cherrypicking.

Sytuacja jest tym zabawniejsza, że w dalszej części swojego tekstu red. Warzecha „obala” następujący „mit”: na zmiany mamy czas tylko do 2030 roku, w przeciwnym razie nastąpi klimatyczna apokalipsa - ten „mit” to bardziej brak zrozumienia m. in. raportów IPCC, na które autor sam się powołuje. 2030 rok to ustalona data dotycząca wykorzystania budżetu węglowego celem wyhamowania wzrostu średnich globalnych temperatur i utrzymania zmiany klimatu w przewidywalnych ryzach, zgodnych z międzynarodowymi postanowieniami (przede wszystkim: z Porozumieniem Paryskim). Jest to wyznaczony umownie termin, który powinien dać największe szanse na okiełznanie zmiany klimatu w stopniu uniemożliwiającym jego destabilizację. Nauka nie używa tu pojęcia „apokalipsy” – a to przecież na zdanie nauki powinno się patrzeć w pierwszej kolejności, gdyż inne źródła (np. media) mogą dostarczać informacji o wątpliwej jakości – czego tekst red. Warzechy jest najlepszym przykładem.

 Zielona pantera

W następnej części artykułu red. Warzecha sam powiela (świadomie lub nie) szereg mitów funkcjonujących od lat w kręgach kwestionujących globalne ocieplenie. Mówi m.in. o tym, że w latach 70. straszono globalnym ochłodzeniem. Tak, straszono – a konkretnie straszyły media, które do ustaleń nauki podchodziły tak samo, jak Łukasz Warzecha, tj. wybiórczo i apriorycznie. Innymi słowy mówiąc: red. Warzecha, sam będąc nierzetelnym w swoim tekście o klimacie podbudowuje swoją argumentację innymi przykładami dziennikarskiej nierzetelności.

W ostatniej części tekstu red. Warzecha stawia tezę, że tak jak istnieje lobby paliw kopalnych, tak samo istnieje też „zielone lobby”. „Po drugiej stronie są interesy równie już w tej chwili potężne, jeżeli je zsumować” - pisze. Podpiera swą tezę trzema argumentami.

Po pierwsze: AGO ma stanowić polityczny wehikuł dla polityków i aktywistów – cóż, nie jest to specjalne odkrycie, że jeśli coś staje się powszechnym i dotkliwym problemem, to pojawiają się partie i organizacje zajmujące się nim. Tak samo można powiedzieć o bezrobociu, opiece zdrowotnej, mieszkalnictwie itp. itd. Czy w jakikolwiek sposób podważa to istotę i wagę problemu bezrobocia, służby zdrowia czy kondycji mieszkalnictwa?

Po drugie: media żyją z AGO i upraszczają przekaz – jest to naprawdę dość kuriozalny argument w ustach dziennikarza, który napisał właśnie potężny tekst na ten temat, z którego zrobiono następnie artykuł okładkowy. No chyba, że red. Warzecha napisał swój artykuł o GO za darmo, a DoRzeczy nie weźmie ani złotówki ze sprzedaży wydania? Czy może po prostu media są od tego, żeby pisać o sprawach istotnych? Red. Warzecha dotknął tu jednak istotnego problemu – ale tkwi on gdzie indziej, mianowicie w tym, że o ile nie ma nic złego w upraszczaniu przekazu nauki przez media, o tyle przekłamywanie tego przekazu jest już karygodne. A tymczasem przekłamuje go właśnie redaktor Warzecha. Czyżby ten argument był więc zawoalowaną samokrytyką?

Po trzecie: za walką z klimatem stoją interesy finansowe. Za argument Warzechy służy tu firma Vestas, która instaluje turbiny wiatrowe. Warzecha wskazuje, że zainstalowała w 2020 r. 16 GW wiatraków. Robi wrażenie? Może ono osłabnąć, gdy czytelnik uświadomi sobie, że energetyka wiatrowa odpowiada jedynie za ok. 7% globalnej produkcji energii elektrycznej. Tymczasem energetyka węglowa za ok. 34%, a gazowa za ok. 23%. Ergo: te dwa paliwa kopalne to dalej ponad 50% światowej produkcji elektryczności. Warto też zwrócić uwagę na ranking najbogatszych firm Fortune Global 500. W pierwszej dziesiątce znajduje się bowiem aż 7 spółek, które są mniej lub bardziej pośrednio związane z wykorzystaniem paliw kopalnych. Czy naprawdę red. Warzecha ma swych czytelników za ludzi o tak wąskich horyzontach by uwierzyli, że siłę przemysłu kopalnego może zrównoważyć obecnie dopiero raczkujący przemysł odnawialny? Warto dodać, że historia zna wiele przypadków potężnych transferów finansowych między tym pierwszym sektorem a organizacjami kwestionującymi teorię AGO, ale żadnej historii klimatologa piszącego nieprawdę ze względu na pieniądze od spółek zajmujących się energią odnawialną.

Kapitan Sowa na złym tropie

Podsumowując, red. Warzecha miał szansę napisać tekst, który będzie merytoryczną krytyką np. błędów czy niedostatków poszczególnych polityk klimatycznych lub organizacji – rzekomo – prośrodowiskowych. Nauka dostarcza wielu argumentów w tym zakresie. Niestety, wybrał on inną drogę – drogę kontrfaktycznej narracji, opartej nie na faktach, a na fantazjach.

Warto zaznaczyć, że takie mieszanie w głowach czytelników w tym momencie jest już po prostu niebezpieczne. Polskę czeka forsowna transformacja energetyczna - długotrwała i kosztowna. Jej skala wynika z faktu, że przez ostatnie 30 lat nie zrobiono nic, by obniżyć polskie emisje np. z energetyki (pomimo sygnałów, że takie działania podjąć trzeba). Koszty tej transformacji w sporej części będą przerzucone na społeczeństwo (np. w formie wyższych rachunków za energię). To cena zaniedbań, braku myślenia, słabości instytucjonalnej i politycznej państwa. Ucierpią na tym wszyscy, a szczególnie ci najubożsi. To zrodzi opór. Tymczasem ludzie pokroju Łukasza Warzechy próbują ten opór przekuć w falę utrzymującą ich przy popularności. Będą zatem podważać sens transformacji, wskazując na brak podstaw dla tego procesu. I temu właśnie służą np. takie wstawki o „klimatycznym oszustwie”. Tylko, że towarzystwo to zapomina dodać, iż prowadzenie innej polityki w ramach UE nie jest możliwe. Bo UE od bardzo dawna sygnalizuje, że będzie dążyć do redukcji emisji. Bruksela czyni z polityki klimatycznej nowe spoiwo dla państw członkowskich. Abstrahując od technicznej oceny polityki klimatycznej UE (do niej można mieć szereg zastrzeżeń), to propozycje zachowania status quo w polskiej energetyce są nie do zrealizowania w ramach unijnego prawa. Dalsza bierność w temacie będzie nas kosztować jeszcze więcej.

Reklama
Reklama

Komentarze