Reklama

Analizy i komentarze

Globalizacja się kończy, rozpoczyna się zielona wojna handlowa. Pierwsze salwy już padły

Autor. Alexis HAULOT; European Union 2022 / Official White House Photo by Adam Schultz / European Union, 2023

Światowe mocarstwa rozpoczynają zaciekły bój o łańcuchy dostaw dla transformacji energetycznej. Bronią w tej wojnie są cła, podatki i regulacje. Stawką: przewagi konkurencyjne oraz bezpieczeństwo geopolityczne.

Unia Europejska, USA oraz Chiny rozpoczynają walkę o przemysł związany z transformacją energetyczną. Każda z tych potężnych gospodarek chce, by jak największa część łańcuchów wartości związanych z politykami klimatycznymi była pod jej kontrolą. Narzędziem do realizacji tego celu są dotkliwe obostrzenia uderzające w międzynarodowy handel. Taka polityka może wyhamować globalizację i wprowadzić świat w epokę protekcjonizmu.

Jak rozpętałem zieloną wojnę handlową

Informacja o drastycznym podniesieniu przez prezydenta USA stawek celnych na import m. in. chińskich samochodów elektrycznych, baterii litowo-jonowych czy paneli fotowoltaicznych przeszła w Polsce bez większego echa. Tymczasem jest to jeden z najważniejszych sygnałów wysłanych przez Waszyngton do Europy. Biały Dom mówi jasno: rozpoczynamy wojnę handlową z Chinami i oczekujemy od Europejczyków tego samego. Ten związek przyczynowo-skutkowy może być trudny do uchwycenia na pierwszy rzut oka. Żeby go zrozumieć należy dokładnie przeanalizować skutki tej decyzji amerykańskiego prezydenta.

Stany Zjednoczone zdecydowały się zwiększyć stawki cele na samochody elektryczne z 25 do 100%, na baterie z 7,5 do 25%, a na panele fotowoltaiczne - z 25 do 50%. Na pierwszy rzut oka wygląda to na obronę amerykańskiej gospodarki przed tanimi technologiami z Chin – ale warto też zastanowić się, jakie będą szersze skutki takich działań. Zablokowanie rynku USA dla tych produktów przekieruje ich strumienie na Europę, która również zmaga się z napływem chińskich technologii transformacji energetycznej, których cena jest tak niska, że godzi w interesy europejskich spółek. Innymi słowy mówiąc: Ameryka blokująca dostęp towarów z Chin do swojego rynku przekierowuje je tym samym na rynek europejski – i liczy, że Europa zostanie tym samym zmuszona do pójścia w amerykańskie ślady.

YouTube cover video

Warto przy tym zaznaczyć, że Europejczycy są w znacznie gorszej sytuacji niż Amerykanie, jeśli chodzi o zagrożenie importem tanich chińskich produktów. Dla przykładu: do UE trafia 36% eksportu elektryków z Chin, do USA – 1%. Niemniej, nawet niewielkie zmiany globalnych przepływów handlowych mogą jeszcze bardziej zwiększyć dysproporcje cenowe między towarami produkowanymi w UE, a tymi, które wytwarza ChRL. Dla niektórych europejskich firm to poważny problem, dla całej Unii to potencjalne zagrożenie geopolityczne.

Twierdza Europa

Taka brutalna „zachęta” ze strony USA w kwestii blokowania eksportu chińskich produktów może jednak paść na podatny grunt w UE. Europejczycy już od dawna są zaniepokojeni uzależnieniem ekonomicznym od Chin w kwestii transformacji energetycznej.

Reklama

Obecnie 90% paneli fotowoltaicznych montowanych w UE to instalacje produkcji chińskiej. Analitycy spodziewają się, że w 2024 roku 25% sprzedawanych w Unii Europejskiej samochodów elektrycznych będzie eksportem z Chin. Oferowane europejskim klientom chińskie turbiny wiatrowe są o ok. 50% tańsze od tych, które wyprodukowano na Starym Kontynencie. To wszystko sprawiło, że europejska transformacja energetyczna powinna być w wielu przypadkach oznaczona jako „Made in China” – co wywołało uzasadnione obawy oraz coraz dalej idące działania UE.

Jednym z pierwszych kroków w tym zakresie było wprowadzenie przez UE cła węglowego, czyli mechanizmy CBAM. Jest to narzędzie, które ma ograniczyć konkurencyjność produkcji w gospodarkach o wysokiej intensywności emisji – czyli np. w Chinach. Eksporterzy z tychże państw, wprowadzający towary na rynek unijny, musieliby ponieść dodatkowe koszty wynikające ze śladu węglowego swoich produktów. Na tym jednak działania UE się nie skończyły. Komisja Europejska wszczęła postępowania antydumpingowe w sprawie chińskich samochodów elektrycznych oraz turbin wiatrowych. Bruksela podejrzewa, że ceny tych towarów mogą być sztucznie obniżane przez ukryte dopłaty, oferowane na różnych poziomach łańcucha produkcji. Rezultatem tych postępowań mogą być ograniczenia importowe nałożone na chińskie towary. Europa i Chiny zaczęły już zatem wojować – a będzie to bardzo trudna i wielopoziomowa rozgrywka.

Bardzo mocnym głosem zwracającym uwagę na te wyzwania był wywiad prezydenta Francji Emmanuela Macrona dla „The Economist”. Głowa francuskiego państwa zwróciła w nim uwagę na zmiany zachodzące w światowej gospodarce – i podkreśliła konieczność proaktywnej gry Europejczyków w tym zakresie. „Wyzwanie dla Europy ma charakter gospodarczy i technologiczny. Nie da się stworzyć wielkiej potęgi bez dobrobytu gospodarczego ani bez suwerenności energetycznej i technologicznej. (…) Musimy zatem budować naszą suwerenność, naszą strategiczną autonomię, naszą niezależność w zakresie energii, rzadkich surowców, ale także w zakresie kluczowych umiejętności i technologii. Zaczęliśmy się budzić (…). Europa nie wytwarza wystarczającej ilości bogactwa na mieszkańca w porównaniu z innymi głównymi potęgami, a naszą wielką ambicją w czasach realokacji środków produkcji, czy to w zakresie czystych technologii, czy sztucznej inteligencji, jest bycie atrakcyjnym kontynentem dla tych dużych inwestycji. Naszą ambicją jest dopilnowanie, aby te przełomowe technologie nie rozwinęły się najpierw w innych regionach, albo dlatego, że są tam bardzo dobrze dotowane i wspierane, jak w Stanach Zjednoczonych, albo z powodu ogromnych inwestycji w sztuczną inteligencję, albo dlatego, że czynniki produkcji są tam znacznie tańsze jak w USA czy Chinach” – mówił Macron. Warto szczególnie uważnie przyjrzeć się fragmentowi dotyczącemu „czasów realokacji środków produkcji”. Francuski prezydent wprost mówi tu o epoce, w której struktura globalnych łańcuchów wartości będzie zmieniana.

Na czym polegać ma ta zmiana? Na tzw. nearshoringu oraz friendshoringu, czyli przenoszeniu zdolności produkcyjnych albo do samej Europy, albo do krajów będących z nią w znacznie lepszych relacjach niż coraz bardziej gospodarczo oraz geopolitycznie Chiny. Co ważne, w polityce tej nie chodzi o to, by przejmować własność nad środkami produkcji, tylko żeby relokować je geograficznie – fabryki elektryków mogą być dalej chińskie, byleby tylko działały w Europie. Można zatem powiedzieć, że Zachód szykuje się do głębokiej korekty globalizacji, a nawet: jej wyhamowania.

Reklama

Wejście Smoka

ChRL – największy beneficjent globalizacji – nie będzie raczej patrzeć bezczynnie na zwieranie szyków przez Zachód. Pekin może w tej grze aktywować szczególnie niebezpieczne karty – i zagrać va banque, odcinając np. Europę od dostaw kluczowych elementów niezbędnych do transformacji energetycznej. Mogą również wprowadzić kontrsankcje i ograniczyć import np. luksusowych samochodów z Europy. Albo jedno i drugie.

Potencjalne skutki zaburzeń eksportowych z Chin mogą zostać oszacowane na podstawie sytuacji z 2020 roku, kiedy handel z ChRL został nadszarpnięty przez pandemię Covid-19 oraz związane z nią lockdowny. Wtedy np. doszło do zwolnienia tempa niemieckiej transformacji energetycznej ze względu na problemy w dostępie do paneli fotowoltaicznych. Sytuacja ta zrodziła wiele wątpliwości, co do kształtu łańcuchów dostaw oraz możliwych zagrożeń dla ich ciągłości – nie tylko epidemicznych, ale także (a może: przede wszystkim) geopolitycznych.

Pekin z pewnością będzie uważnie śledził działania tak Ameryki, jak i Europy. Na pewno też będzie starał się wykorzystywać swoje zasoby do osłabienia polityki handlowej Zachodu – taką kategorią należy określać np. Węgry, które są beneficjentem chińskich inwestycji w Europie, a które już wspierały Pekin wewnątrz UE. Budapeszt – jako jedyny – nie poparł inicjatywy unijnego pakietu ws. energii wiatrowej. Węgierskie media tłumaczyły to tak, że przyjęte w ramach pakietu rozwiązania stały w sprzeczności… z interesami Chin.

Jak dalej potoczy się ta zielona wojna handlowa? Dużo zależy w tej kwestii od działań Zachodu – te zaś mogą zostać ujawnione w czerwcu podczas szczytu grupy G7 we Włoszech.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama