Reklama

Analizy i komentarze

Schwarzer Block gegen Braunkohle, czyli protest klimatyczny w Lützerath [RELACJA]

Fot. pixabay

Co ściąga tłumy Niemców na błotniste pola Nadrenii-Westfalii? Dlaczego policja rozpędza ich armatkami wodnymi? I jak długo jeszcze będziemy oglądać takie obrazki?

Reklama

14 stycznia 2023 r. odbyła się demonstracja solidarnościowa z aktywistami okupującymi opuszczoną wieś w niemieckiej Nadrenii-Westfalii. Sam Lützerath otaczał policyjny kordon. Aktywiści, którzy wezwali do demonstracji, okupują wioskę już ponad 2 lata, sprzeciwiając się w ten sposób poszerzeniu odkrywkowej kopalni węgla brunatnego Garzweiler. Oprócz zasiedlenia opuszczonych zabudowań, zbudowali oni w wiosce szereg prowizorycznych drewnianych konstrukcji, m.in. domków na drzewie. Teraz policja przystąpiła do operacji usunięcia około 300 nielegalnie przebywających we wsi osób.

Reklama

Na dużą uwagę mediów protest zasłużył sobie widowiskowymi zamieszkami między policją i aktywistami. Szarże w rynsztunku do tłumienia zamieszek, pałki, gaz pieprzowy, a nawet armatki wodne – wszystko to oglądaliśmy w akcji minionej soboty w Lützerath. Użycie tych ostatnich poprawiło jednak wyłącznie morale protestujących. Z powodu silnego wiatru strumień wody spadł na policyjne szeregi, wywołując aplauz wśród demonstrantów. Działaniom funkcjonariuszy wtórowali zgromadzeni, obrzucając siły porządkowe wyzwiskami, petardami oraz błotem.

Autor. Michał Szyszko

Właśnie błoto dopełniało charakteru protestu. W rozmokłej ziemi grzęźli policjanci – których dramatyczna walka z prawami fizyki sprowadziła na nich drwiny internautów - jak i manifestanci. 

Reklama

Szacunki dotyczące liczebności uczestników wahają się od 15 tyś. (dane policji), do 35 tyś. (tę liczbę podają organizatorzy), lecz nie ulega wątpliwości, że zainteresowanie manifestacją było bardzo duże. Wiadomo, że do Nadrenii-Westfalii zjechali Niemcy z całego kraju. Obok liczebności, uwagę zwracała różnorodność osób, które przybyły na demonstrację. Choć za pośrednictwem zdjęć i nagrań w pamięci zbiorowej pozostaną głównie zamieszki z udziałem Schwarzer Block (taktyka ulicznej demonstracji, polegająca na noszeniu jednolitej czarnej odzieży, stosowana w celu utrudnienia rozpoznania manifestantów przez policję), to będzie to jedynie część tego, co wydarzyło się w ostatnią sobotę w Lützerath. 

Autor. Michał Szyszko

Tłumy, które ciągnęły zabłoconymi szosami w kierunku eksmitowanej wioski, były bardzo zróżnicowane. Najlepiej odda to sytuacja z Keyenberg – wsi, przez którą tłum podążał na miejsce demonstracji. Ze stojącej przy ulicy furgonetki swoje postulaty wygłaszał przedstawiciel proekologicznej organizacji rolników. 50 metrów dalej, z głośnika obwieszonego flagami anarchistów, grał punk. Tą samą drogą podążali rodzice z dziećmi niesionymi na barana, sportowo ubrane emerytki i młodzież z gniewnymi transparentami. 

Uczciwości trzeba oddać, że w większości nie szli oni jednak pod policyjny kordon, a położoną ok. 400 metrów przed nim scenę, z której przemówienia wygłaszali aktywiści, min. Greta Thunberg. Twarz młodzieżowego ruchu klimatycznego podkreślała rolę protestu w Lützerath, położonego na globalnej Północy, podczas gdy z gwałtownymi skutkami zmian klimatycznych już teraz przychodzi zmierzyć się mieszkańcom Południa. 

Źródła podają, że w trakcie sobotnich zamieszek rannych zostało ok. 20 aktywistów. Z kolei od środy, kiedy policja przystąpiła do eksmisji aktywistów, ucierpiało łącznie ok. 70 funkcjonariuszy. 

2 dni po demonstracji aktywiści, jak i policja, poinformowali, że Lützerath zostało ostatecznie opanowane przez funkcjonariuszy. Ostatni z okupujących przez kilka dni przebywali w tunelu, który wykopali pod wsią. Opuścili go jednak dobrowolnie. 

Dzień po usunięciu ostatnich aktywistów z Lützerath, odbyła się tam kolejna demonstracja, organizowana wspólnie przez wiele czołowych niemieckich grup aktywistycznych. To z niej pochodzą zdjęcia Grety Thunberg zatrzymanej przez policję. W ostatnich dniach o mniejszych wystąpieniach, odnoszących się do słynnej już akcji okupacyjnej, słyszy się w Niemczech codziennie. 

Wydarzenia z Lützerath zadają w istocie pytanie o przyszłość stosunku niemieckiego społeczeństwa do proekologicznych dążeń. Na początku stycznia gazecie Der Spiegel wywiadu udzielił Henning Jeschke, 22-letni założyciel Letzten Generation (Ostatnia Generacja) - grupy aktywistów klimatycznych, która w 2022 r. zasłynęła organizacją setek blokad drogowych na terenie całych Niemiec. Gdy dziennikarz zwrócił mu uwagę, że według sondaży zdecydowana większość Niemców nie popiera akcji przeprowadzanych przez jego organizację, ten odparł, że nie oznacza to, że nie uznają oni celów, do których dąży. Stwierdził również, że zwolenników rzetelniejszej ochrony środowiska przybywa, w czym upatruje najskuteczniejszego środka nacisku na rząd w Berlinie.

Choć prognozy Jeschke nie wszystkich muszą przekonywać, to nie sposób zaprzeczyć, że w ponad 2-letniej blokadzie Lützerath i poprzedzającej jej złamanie demonstracji ujawniła się wielka determinacja niemieckich aktywistów klimatycznych. Co ważne, szczególnie w kraju szarganym politycznymi skrajnościami (np. głośna medialnie akcja aresztowań wymierzona w przygotowania do prawicowego zamachu stanu), w Lützerath demonstrowali nie tylko lewicowi radykałowie. Jeśli Jeschke ma racje, to społeczne wsparcie dla klimatycznych akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa może wkrótce okazać się niemożliwe do zbagatelizowania przez rządzących.

Michał Szyszko

Reklama

Komentarze

    Reklama