Reklama

Górnictwo

Górnictwo nie jest "świętą krową"

  • Planetarium Śląskie w Chorzowie. Fot. Paweł Ziemnicki/Space24.pl

W czwartek górniczy związkowcy przyjechali do Warszawy pożegnać rząd Ewy Kopacz symboliczną trumną wypełnioną taśmami, winem i ośmiorniczkami. Kiedy odwiedzą nowych rządzących? Nie chcę być złym prorokiem, ale zdaje mi się, że prędko – pisze Karolina Baca-Pogorzelska na swoim blogu w Energetyka24.com.

W jednym wszystkie komitety wyborcze startujące w niedzielnych wyborach parlamentarnych są zgodne – w górnictwie jest źle i coś z tym trzeba zrobić. Myślę, że to już nawet moja 20-miesięczna córka zdążyła przyswoić. Tylko z samej wiedzy kandydatów, z każdej strony sceny politycznej, nic niestety jeszcze nie wynika. Słuchałam obu debat telewizyjnych – zarówno tej z udziałem tylko pań Szydło i Kopacz, jak i tej z udziałem wszystkich przedstawicieli komitetów wyborczych – niestety nadal nie dowiedziałam się, jaki jest plan ratunkowy dla polskiego sektora węgla kamiennego. Zapamiętałam w zasadzie tylko tyle: związki zawodowe są ważne i trzeba z nimi rozmawiać (Barbara Nowacka, Zjednoczona Lewica), kopalnie trzeba sprywatyzować (Ryszard Petru, .Nowoczesna) oraz należy zdjąć część obciążeń podatkowych z górnictwa (Beata Szydło, PiS). Fajnie. Tylko gdzie odpowiedź na pytanie: jak?

Związki zawodowe w górnictwie są oczywiście potrzebne – jednak przy uzwiązkowieniu przekraczającym w kopalniach 100% (górnicy należą często do więcej niż jednej organizacji) próba jakichkolwiek zmian jest z góry skazana na niepowodzenie, czego dowodem jest m.in. ostatni rządowy plan dla Kompanii Węglowej. Ze śmiałych założeń przedstawionych 7 stycznia nie zostało niemal nic (poza zmuszeniem Taurona do zakupu kopalni Brzeszcze oraz pomocy Węglokoksu). A Kompania Węglowa jak stała na krawędzi bankructwa, tak nadal na niej stoi i naprawdę zastanawiam się, kiedy w końcu z niej spadnie (na razie bowiem znowu cudem wydłuża swój byt i zapewnia o płynności finansowej przynajmniej do końca listopada – a miała ją stracić już w marcu lub kwietniu).

Prywatyzacja kopalń? Fajnie brzmi. Tylko że sprywatyzowana Bogdanka będzie właśnie częściowo renacjonalizowana po zakończeniu (z powodzeniem) wezwania Enei (poznańska grupa energetyczna kontrolowana przez Skarb Państwa będzie mieć 66% akcji lubelskiej kopalni). Z kolei w czwartek premier Ewa Kopacz poinformowała w Katowicach, że rząd wydał zgodę na wniesienie Katowickiego Holdingu Węglowego do SPV (spółki celowej), która w 100% będzie należeć do Skarbu Państwa, a potem udziały w SPV będzie mógł objąć inwestor zewnętrzny. Ale czy prywatny? No właśnie... w kontekście modnego hasła „bezpieczeństwo energetyczne” mam jednak spore wątpliwości. Warto przypomnieć, że „związkowcy nie są zainteresowani prywatyzacją kopalń” (co podkreślali m.in. przy sprzedaży kopalni Brzeszcze, gdy ofertę na jej zakup złożył FT Columbus Michała Sołowowa). Z drugiej zaś strony – modelowym przykładem udanej prywatyzacji jest PG Silesia sprzedana w 2010 r. czeskiemu EPH. Ale przez pomoc dla państwowych kopalń niestety dostaje rykoszetem... 

A podatki? Ciągle słyszę, że mamy najwyższy VAT na węgiel w UE i gdyby go zmniejszyć, kopalniom żyłoby się lepiej. A czy to nie byłoby znowu dotowanie górnictwa? A co na to Komisja Europejska, która bardzo uważnie przygląda się działaniom Polski w sektorze węglowym (pomoc publiczna możliwa jest wyłącznie przy likwidacji kopalń)? A wreszcie co na to inne branże? W końcu VAT na węgiel płacą odbiorcy paliwa, a nie producenci. No tak, ale przy niższym VAT mogliby podnieść ceny – słyszę. Tak? I tak niemal najwyższe w Europie z powodu wyśrubowanych kosztów wydobycia? Owszem, rozmawiajmy o zmniejszeniu obciążeń dla górnictwa (dla mnie wciąż bzdurą jest np. podatek od podziemnych wyrobisk czy jak kto woli – podziemnych nieruchomości, ale kto powalczy z samorządami o jego zniesienie?), ale rozmawiajmy też o zmniejszeniu kosztów, zwłaszcza stałych! Nie twórzmy kolejnych stanowisk w zarządach spółek węglowych, nie rozbudowujmy administracji na powierzchni, tylko ją ograniczajmy, ale zróbmy coś także z Kartą Górnika – deputatem węglowym (w tym z węglem emeryckim!), deputatem mlekowym, flapsami (posiłki regeneracyjne – dziś po prostu bony towarowe), piórnikowym (dodatek na wyprawkę dla każdego dziecka w wieku szkolnym), dopłatami do podróży koleją na wakacje itd.

Górnictwo, które cenię i szanuję, nie jest – przepraszam bardzo – świętą krową. I może wreszcie czas, by zrozumieli to zarówno rządzący, jak i pracujący w tej branży. To sektor przemysłowy jak każdy inny. I abstrahując od formy własności – powinien się rządzić prawami rynku. Jeśli mamy o 10 mln ton węgla energetycznego za dużo w skali roku, to zastanówmy się może, którego mamy za mało (podpowiem – koksowego typu hard 35) i jak tu zwiększać wydobycie. Zwiększajmy wydajność zmniejszając koszty stałe, zredukujmy zatrudnienie (sorry panowie – dobrze wiecie, że pod ziemią też jest przerost, tylko nie będziecie o tym głośno mówić), ale przede wszystkim przestańmy wszystkie kopalnie traktować na równi i wmawiać Śląskowi, że nie ma nierentownych zakładów. Owszem, gdyby to były kopalnie diamentów (w końcu to też węgiel), to może byłaby to prawda. A my próbujemy ratować wszystko za wszelką cenę – Węglokoks musiał kupić Piekary, w których kończy się złoże, Tauron zaś Brzeszcze, które w Kompanii generowały największe straty. Oczywiście – należy myśleć również o kosztach społecznych. I to jest właśnie ogromne wyzwanie dla nowego rządu. Jeśli chce uratować sektor węglowy (ale nie tak, jak ratowano polskie stocznie...), to musi zdecydować się na radykalne kroki po to, by ta większa część sektora, która jest jeszcze perspektywiczna, mogła działać. I nie jest tu naprawdę najistotniejsze to, czy powstanie Ministerstwo Energetyki czy też nie. Bo są jednak rzeczy ważne i pilne.

Zobacz także: Australijczycy wybudują kopalnię na Dolnym Śląsku

Zobacz także: Konieczna likwidacja nierentownych kopalń

Reklama

Komentarze

    Reklama