Rosyjskie media spekulują, że Gazprom zaoferował PGNiG 10-15% obniżkę cen gazu. Nie było to jednak satysfakcjonujące rozwiązanie dla strony polskiej, która najprawdopodobniej dążyła do uzyskania większego rabatu i ograniczenia wolumenu dostaw. To dlatego zapadła decyzja o skierowaniu sprawy do arbitrażu w Sztokholmie.
Powyższe doniesienia pokazują, że w obliczu trudnej sytuacji ekonomicznej Gazpromu jego gotowość do kompromisu z PGNiG była od początku mocno ograniczona. Koncern proponował najwyraźniej jedynie obniżkę wynikająca z indeksacji cen gazu do cen ropy naftowej i mimo toczącego się postepowania antymonopolowego UE nie zamierzał "zeuropeizować" stawki jaką Polska musi płacić za otrzymywany gaz.
Tą natomiast moskiewski portal vz.ru relacjonujący proces negocjacyjny pomiędzy stronami usytuował w okolicach 420 $ za tys. m3 (posiłkując się opinią firmy doradczej 1Kapital, pracującej m.in. dla Sbierbanku). To ciekawe, ponieważ według głośnych doniesień agencji Interfax z początku br. cena rosyjskiego gazu dla Polski w 2014 r. wyniosła 379 $ za tys. m3 a przed rabatem z 2012 r. 429 $. Tymczasem według rewelacji prasowych Izwiestii sprzed trzech lat w pierwszym kwartale 2012 r. było to nie 429 $, ale 526 $. Powyższy przykład pokazuje, że Rosjanie już w momencie otwierania okienka negocjacyjnego z PGNiG przygotowywali się do walki z tą firmą w obszarze informacyjnym. Z tego powodu w obieg medialny wpuszczono doniesienia sugerujące znacznie niższe stawki cen gazu dla strony polskiej niż to miało miejsce w rzeczywistości.
Działania dezinformujące są zresztą kontynuowane i stanowią zapewne fragment kampanii lobbingowej wymierzonej w stronę Komisji Europejskiej. Walka przed sztokholmskim arbitrażem z Polakami to bowiem jedynie element szerszej układanki, w skład której wchodzi m.in. śledztwo antymonopolowe prowadzone przez Brukselę. Gazprom próbuje na nie wpłynąć i złagodzić ostateczny werdykt nie tylko z powodu groźby wypłacenia rekordowej kary pieniężnej, ale także tego jak cała sprawa rzutuje na relacje z klientami.
Stąd pojawiające się w prasie, telewizji i Internecie sugestie, że za brak porozumienia odpowiada PGNiG „gotowe kupować olbrzymie ilości dwukrotnie droższego od rosyjskiego gazu katarskiego i jednocześnie żądające obniżek od Gazpromu.” W przestrzeni informacyjnej Rosjanie unikają także zestawiania cen za gaz oferowanego Rzeczpospolitej z cenami innych państw środkowoeuropejskich. Polem porównawczym jest dla nich oś Warszawa-Berlin. Propaganda rosyjska podkreśla, że „Niemcy to największy konsument błękitnego paliwa z Rosji, dlatego otrzymuje dużo większe rabaty od Polski (…) ponadto to kraj o zdywersyfikowanym portfelu dostaw i o wysokim poziomie konkurencji”. Szczególnie drugi człon przytoczonej argumentacji zasługuje tu na uwagę. Gazprom sugeruje brukselskim urzędnikom, że różnice cenowe stanowiące pole badań śledztwa antymonopolowego wynikają z niewystarczającej implementacji przez kraje Wspólnoty działań zmierzających do liberalizacji rynku gazu i rozbudowy infrastruktury przesyłowej, w tym szczególnie łączników gazowych (ich charakter ma zatem naturę biznesową a nie polityczną). To dlatego –zdaniem rosyjskich mediów- Gazprom to jedyny realny dostawca taniego gazu do Polski, która posiada „tylko teoretyczne, fizyczne możliwości importu surowca z Niemiec i do teraz nie uruchomiła gazoportu, który będzie sprowadzać drogie błękitne paliwo z Kataru”.
Powyższe argumenty mogą znaleźć posłuch, w niektórych kręgach w Brukseli i wpłynąć na ostateczny wymiar kary w ramach śledztwa antymonopolowego mimo, że są pełne niedomówień. Pierwszy przykład z brzegu? Do uruchomienia fizycznego rewersu na Gazociągu Jamalskim, a więc ogromnego importu gazu z Niemiec, konieczne byłoby wstrzymanie dostaw surowca z Rosji realizowanych wspomnianą rurą. Niemniej istnieją inne połączenia, którymi można sprowadzać znaczne ilości surowca z tego kraju. Poza tym nic nie stoi na przeszkodzie by korzystać z rewersu wirtualnego w ramach, którego Warszawa kupuje tańszy gaz od Berlina a dostawa jest realizowana przez Gazprom. Jak więc widać odpowiednia infrastruktura dywersyfikacyjna w Polsce istnieje w rzeczywistości a nie tylko teoretycznie jak chcieliby Rosjanie. Ich argumentacja jest natomiast oparta na przekłamaniach. Pytaniem otwartym pozostaje kwestia tego, czy Komisja Europejska będzie chciała je dostrzec. Warto pamiętać, że jeszcze w marcu br. Financial Times informował, że wynik śledztwa antymonopolowego przeciwko Gazpromowi odsuwano w czasie by...nie drażnić Rosji.