Reklama

Wiadomości

Putin w sprawie Ukrainy szantażuje Niemców gazem? [KOMENTARZ]

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Kończy się styczeń a wojna gazowa w Europie trwa w najlepsze - Gazprom nie zarezerwował przepustowości przez Jamał na luty, od 20 grudnia rura działa na rewersie. Ponadto, stoimy w realnym zagrożeniu prawdziwą wojną, gdyż nieustannie od listopada pod granicami Ukrainy gromadzą się rosyjskie wojska. Zastanawia postawa Niemiec, które nie chcą wesprzeć Kijowa.

Reklama

Przez ostatnie 4 miesiące ubiegłego roku dostawy gazu z Rosji do Europy przez Jamał były niskie, ale jednak były. Od 20 grudnia Gazprom nie tłoczy nic przez rurociąg, który zwykle odpowiada za ok. jedną szóstą eksportu niebieskiego paliwa na nasz kontynent.

Reklama

W tle, czy może właśnie na głównym planie, mamy coraz poważniejsze zagrożenie konfliktem zbrojnym u granic naszych wschodnich sąsiadów. W ostatnich dniach przez europejską i światową opinię publiczną przewala się fala krytyki pod adresem Niemiec. Berlin jest nieskory do pomocy Ukrainie, podczas gdy wiele europejskich państw wysyła sprzęt wojskowy, aby pomóc odeprzeć nadchodzące rosyjskie uderzenie.

Niemcy niestety tak mocno oplotły się siecią uzależnień z Moskwą, że nawet trudno jest im wyrazić symboliczny gest solidarności. Przecież wysyłka sprzętu przez europejskie państwa nie przeważy losów ewentualnego konfliktu, może co najwyżej zminimalizować straty i utrudnić zadanie rosyjskiej armii.

Reklama

Zaczęło się od zamieszania z trasą lotów brytyjskich samolotów C-17 z defensywnym sprzętem wojskowym, które ominęły niemiecką przestrzeń powietrzną. Jak później wyjaśniono, Wielka Brytania nie wnioskowała o pozwolenie na przeloty, ale prawdopodobnie z powodu bardzo ostrych procedur lotniczych Berlina. Brytyjczykom zależało na czasie, bo rosyjska agresja może się rozpocząć właściwie w każdym momencie. Pytanie też czy Niemcy byliby skorzy do wydania decyzji w przyspieszonym trybie czy wszystko szło, by normalnym torem znacznie opóźniając dostawy sprzętu.

Sam Berlin odmawia jednak wysłania jakiejkolwiek broni zasłaniając się zapisami umowy koalicyjnej. Zarówno USA, jak i Wielka Brytania zapowiedziały dostawy broni, przede wszystkim broni przeciwpancernej, strzeleckiej I amunicji.

Przedstawiciele niemieckiego rządu sugerowali, że takie dostawy mogą zwiększyć napięcie i skomplikować negocjacje. W umowie koalicyjnej rząd SPD, Zielonych i Liberałów (FDP) zobowiązał się do prowadzenia restrykcyjnej polityki eksportu broni, która nie pozwala na żadne dostawy broni do regionów dotkniętych kryzysem. Brzmi to jednak jak wymówka, umowa koalicyjna nie jest konstytucją, można ją łatwo zmodyfikować w trakcie kadencji w zależności od sytuacji. Wnikliwy analityk niemieckiej polityki pewnie już znalazłby nagięcia lub złamania zapisów tejże umowy, a w czasie czteroletnich rządów na 99% dojdzie jeszcze do wielu.

Należy oddać, że Niemcy w końcu postanowili wysłać na Ukrainę pomoc medyczną. Zaoferowali "szpital polowy wraz z niezbędnymi szkoleniami".

Mało w magazynach

To jednak tylko spekulacje. Nieco ciekawsza informacja wypłynęła w sobotę z niemieckiego ministerstwa gospodarki i klimatu. Republice ma wystarczyć gazu jedynie na 18 dni. Obecnie stan zapełnienia magazynów w RFN wynosi 42% (23 stycznia). I choć niektóre państwa europejskie są w gorszej sytuacji pod tym kątem, pamiętajmy, że Niemcy mają dosyć wysokie zużycie gazu w miksie energetycznym i dodatkowo są największą gospodarką w Europie, która spala nieporównywalnie więcej niebieskiego surowca niż większość krajów kontynentu.

Ważny szczegół -- łączna pojemność magazynowa gazu w Niemczech wynosi 24 mld m3, 20% z niej pokrywają magazyny spółki Astora , która należy do Gazpromu. To właśnie one były w grupie magazynów, które Gazprom drenował w okresie letnim nie tylko nad Renem, ale też w Holandii, Austrii i Czechach. Obecnie stan zapełnienia niemieckich magazynów rosyjskiego koncernu to... 12% (stan na 23.01). 

Niemcy w 2020 roku byli największym importerem gazu w Europie, kupili aż 102 mld m3(!) , podczas gdy Polska tylko ok. 14,5 mld m3 (łącznie z LNG) . Trzy kolejne państwa na liście razem wzięte - Włochy, Wielka Brytania i Francja nie sprowadziły tyle surowca co Niemcy.

Jaki to ma związek z sytuacją na Ukrainie? Ano taki, że to właśnie Rosja jest największym dostawcą gazu dla Niemiec. Trzeba oddać, że nasi zachodni sąsiedzi mają zdywersyfikowaną sieć dostaw, bo kupują też z Norwegii i Holandii, ale najprawdopodobniej połowa tego importu pochodzi z Rosji (przynajmniej wedle szefa Unipera). Jeszcze nie tak dawno temu, w 2015 roku, było to niewiele więcej niż jedna trzecia . To obrazuje, jak bardzo Niemcy uzależniły się od Rosji pod kątem importu gazu. A przecież jeszcze nie ruszył Nord Stream 2, czyli możliwość dostarczenia kolejnych 55 mld m3 niebieskiego paliwa rocznie. 

Oczywiście, jak wspomniano, Niemcy mają inne źródła dostaw, ale w sytuacji, gdy większość europejskich krajów ma gazu „na styk", z dodatkowym importem może być problem. Chyba jedynym krajem, który bez problemu mógłby wtłoczyć więcej gazu w rury biegnące do Niemiec, jest Rosja. No właśnie, a Rosji, czyli Gazpromu, nie ima się logika rynkowa, tylko polityczna gra gazem. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której Władimir Putin w rozmowie z kanclerzem Sholzem stwierdza, że może dostarczyć Niemcom więcej gazu, jeśli zachowają bierną postawę w kwestii Ukrainy. Niemieccy ministrowie machają szabelką mówiąc, że Nord Stream 2 nie zostanie uruchomiony, jeśli Rosja zbrojnie zaatakuje Ukrainę, ale pytanie tutaj brzmi, kto kogo trzyma za gardło, kto kogo zaszachował i ustala warunki gry, bo na ten moment nie wygląda jakby Berlin był w uprzywilejowanej pozycji.

Trudno nawet sobie wyobrazić co by się stało z niemiecką gospodarką, gdyby wyłączono choćby część zasilania, „katastrofa" to dosyć delikatne słowo w tym wypadku. 

Tu OZE, tam wojna

Do kuriozalnych należy zaliczyć wypowiedź niemieckiego ministra gospodarki i klimatu Roberta Habecka, który chciał „obniżyć napięcie" poprzez „nowe inicjatywy biznesowe", takie jak rozwój energetyki odnawialnej w Rosji. O naiwnym liberalnym podejściu Berlina i większości europejskich państw do Rosji napisano już wiele, ale niech ta wypowiedź posłuży jako koronny przykład.

W tle tego wszystkiego jest wypowiedź niemieckiego wiceadmirała Kay-Achima Schoendacha, który stwierdził, że „Krym został stracony na rzecz Rosji". W związku z tymi słowami ambasador Niemiec w Kijowie Anke Feldhusen została wezwana przez ukraińskie MSZ a dowódca ostatecznie zrezygnował ze stanowiska .

W gazowej grze Putina jest już cała Europa, bo nawet jeśli dany kraj nie sprowadza niebieskiego paliwa z Rosji, to i tak dotykają go rynkowe ceny gazu (np. Hiszpania), za które współodpowiedzialna jest Moskwa. Brak rezerwacji przepustowości na Jamał na luty świadczy tylko o tym, że Putin potrzebuje przypomnieć jeszcze bardziej niektórym stolicom, jak bardzo są od niego uzależnione. Problem byłby mniejszy, gdyby te stolice i politycy w nich zasiadający zrozumieli, z kim mają do czynienia i dostosowali do tego swoje działania.

Reklama
Reklama

Komentarze