Analizy i komentarze
Serbska wojna o lit. Gry interesów wokół ogromnego złoża kluczowego surowca
Ta historia ciągnie się już od kilku lat, rzadko jednak trafiała u nas na jakiekolwiek strony gazet, choć toczy się geograficznie nieopodal, bo w Serbii, a jej przebieg wpłynie na cenę i dostępność każdej baterii litowej w Europie.
Dziś nieistniejąca jeszcze kopalnia litu w Jadarze zrobiła niespodziewanie „wsad” do „Science”, czyli jednego z najbardziej prestiżowych pism naukowych. A to za sprawą specjalistów związanych z gigantem górniczym Rio Tinto, którzy wezwali do wycofania artykułu, opisującego skażenie środowiska, do którego miało było dojść w wyniku tamtejszych prac eksploracyjnych.
Przedstawmy głównych aktorów (choć nie ukrywam, mam wrażenie, tu suflerzy są nie mniej istotni). Rio Tinto to stworzony w 1873 roku w Hiszpanii (dziś brytyjsko-australijski) trzeci pod względem wielkości koncern wydobywczy na świecie. Przoduje globalnie w wydobycia węgla, ale kopie wszelkie minerały, od żelaza po diamenty, w tym „białe złoto”, czyli lit. Jak każda tego typu korporacja, ma dział R&D i angażuje naukowców wielu specjalności, gwarantujących, przynajmniej teoretycznie, bezpieczeństwo i opłacalność wydobycia oraz minimalizację ryzyka środowiskowego i innych.
W wypadku górnictwa litu chodzi głównie o wody powierzchniowe, ich czystość i poziom (warunkujący ochronę gruntów rolnych przed suszą), same owe grunty rolne, oraz związane z nimi miejsca pracy oraz znacznie trudniejsze do oszacowania wartości, jak bioróżnorodność i dziedzictwo kulturowe na danym terenie. Czy bowiem inwestycja zajmie niemal 2,5 tys. ha, jak mówią oponenci budowy czy 388 ha, jak twierdzą specjaliści z Rio Tinto, tysiące ludzi trzeba będzie wysiedlić, a ich domy i cerkwie, sady i ogrody, warsztaty rękodzielnicze i domy kultury, obyczaje i tkanka społecznych relacji etc. będą – dość dosłownie – zaorane.
Nie dziwi, że socjologowie serbscy, jak wspomniana w materiale „Science” Ivana Živojinović, badająca konflikty dotyczące użytkowania gruntów na Uniwersytecie Zasobów Naturalnych i Nauk o Życiu w Wiedniu ustalili, że mieszkańcy okolic Jadaru nie byli zaangażowani w proces od samego początku, co wywołało nieufność i liczne obawy bytowe. Nie po raz pierwszy okazuje się, że projekty górnicze wymagają głębokiej interakcji i udziału mieszkańców.
Ten projekt górniczy wart jest 2,4 miliarda dolarów, a planował rozpocząć działalność już w 2028 roku. Co najmniej od stycznia b.r. do niedawna, nie było wreszcie problemu z planowaniem kopalni litu na styku globalna firma wydobywcza – serbskie władze. Te, w osobie chociażby obecnego prezydenta, Aleksandara Vučića, w czerwcu br. zapewniały, na łamach poważnych periodyków, jak „Financial Times”, że projekt budowy kopalni litu w Dolinie Jadra wraca na stół, gdyż „nowe gwarancje Rio Tinto i Unii Europejskiej odpowiadają na obawy Serbii dotyczące tego, czy kopalnia będzie spełniać niezbędne standardy środowiskowe”.
Oczywiście na tym styku nie zawsze było tak miło – wielkim przeciwnikiem projektu była do 2024 roku premier, a od tego czasu przewodnicząca serbskiego Zgromadzenia Narodowego Ana Brnabić. Wspomniana zaś na wstępie kontrowersja z natury swej naukowa (którą wywoałał artykuł z lipca tego roku opublikowany w „Scientific Reports” przez badaczy pod kierunkiem Dragany Đorđević), sprawiła, że i obecny premier, Miloš Vučević napisał 28 sierpnia na platformie społecznościowej X (dawniej Tweeter), że „nic nie zostanie zrobione, dopóki nie otrzymamy stanowczych gwarancji, że odkrywka będzie bezpieczna, że nasi ludzie będą bezpieczni, nasza ziemia zdrowa, a powietrze i woda czyste”.
Zanim opowiem o kolejnym wspomnianym już aktorze (Unia Europejska, czytaj: Niemcy) oraz jednym wielkim graczu dotąd niewspomnianym, choć oczywistym, czyli Chinach, trzeba koniecznie dopowiedzieć, że w 2022 roku opozycja skłoniła serbski rząd do cofnięcia pierwotnego pozwolenia dla Rio Tinto na budowę kopalni litu. Ta z kolei decyzja została uchylona w lipcu tego roku przez serbski Trybunał Konstytucyjny, co wywołało ponowne protesty społeczne. Jak wynika bowiem z sondaży (a vox populi, vox dei) 52 do 55,5 proc. obywateli kraju sprzeciwia się eksploatacji rodzimych złóż „białego złota”. Masowe protesty przeciw tej inwestycji wybuchły w Serbii po raz pierwszy w 2021 r. Rząd Serbii nigdy nie upublicznił umowy z Rio Tinto, co tylko dolewało oliwy do ognia.
Scena (a może raczej proscenium, bo kurtyny tu nikt szeroko nie odsłania) to pod wieloma względami unikalny kraj we współczesnej Europie, nie należący do Unii Europejskiej i nie mający na to wielkich nadziei nawet, gdyby tego oficjalnie chciał, czyli Serbia. Jej unikatowość tkwi także i w tym, że posiada na swym terytorium największe na naszym kontynencie złoża litu. W Serbii znajduje się 1,3 proc. znanych na świecie zasobów tego metalu, szacunkowa jego wartość to 4 mld euro, a jego wydobycie w ciągu dziesięciu lat mogłoby zapewnić setki miejsc pracy (trochę słabo, jak na kraj z ponad 8-proc. bezrobociem, 20-proc. wśród młodzieży, no ale trudno).
Te złoża zaspokoiłby 90 proc. zapotrzebowania Unii Europejskiej na lit, metal rzadki, który w formie czystej oraz jego związków jest stosowany m.in. do produkcji bardzo wytrzymałych stopów metali niezbędnych w przemyśle lotniczym czy kosmicznym, a także do produkcji ogniw litowych i baterii litowo-jonowych. Dziś EU sprowadza większość tego surowca z Chin, chciałaby więc stać się głównym importerem tego pierwiastka z Serbii.
Nie dziwi zatem, że od samego początku tej batalii (do której dziś wkroczyli gorąco spierający się uczeni specjaliści i to nie tylko z samej Rio Tinto oraz serbskiego środowiska akademickiego, ale zasadniczo europejscy, a nawet amerykańscy) nad sprawą powiewa mający na celu uśmierzenie społecznych lęków „patronat” Komisji Europejskiej. Wiceprzewodniczący KE, pochodzący ze Słowacji Maroš Šefčovič, odpowiedzialny za realizację Zielonego Ładu, potwierdził, że Bruksela prowadzi w tej sprawie ciągłe rozmowy z Belgradem. Zaś 19 lipca 2024 do Belgradu przyjechał kanclerz Niemiec Olaf Scholz, a jednym z głównych tematów rozmów, wg lokalnych mediów, było wydobycie litu na zachodzie Serbii.
Na zasceniu i w formie powiewających nad wszystkim deus ex machinae znajdują się zatem tu najwięksi globalni gracze, którzy tak czy inaczej i z tych bądź innych pobudek dokonują (i będą kontynuować) – mniej lub bardziej ogólnoplanetarnej transformacji energetycznej. Serbia ma zaś niecałe 8 mln ludności i jest krajem 4 razy mniejszym od Polski, politycznie mocno osamotnionym, aczkolwiek przez wzgląd na panujące tu prawosławie, stanowiącym punkt głębokiego zainteresowania geopolitycznego Rosji.
Na sam koniec pojawia się wspomniany już kilkukrotnie konflikt uczonych. Tu jest nieco jak w czeskim filmie. W artykule opublikowanym w lipcu pod egidą Dragany Đorđević, niezależni naukowcy (w tym znani specjaliści, jak Jovan Tadić, chemik z Lawrence Berkeley National Laboratory) poinformowali o znalezieniu wysokiego poziomu arsenu, boru i litu w wodzie poniżej odwiertów testowych przyszłej kopalni w Jadarze. Głowna autorka badania opublikowanego w „Scientific Reports” nie chce jednak oficjalnie komentować swej pracy dla żadnych mediów, w tym dla „Science”! Nawet po tym, gdy pojawiły się już nie tylko spekulacje, ale opublikowany 19 sierpnia oficjalny protest w formie listu do redakcji, domagający się wycofania tej publikacji przez „Scientific Reports” ze względu na zawarte w niej błędy i nieścisłości! Pod pismem tym podpisali się główny naukowiec Rio Tinto Nigel Steward i trzech badaczy z Uniwersytetu w Belgradzie, którzy przeprowadzili wcześniej na zlecenie tej firmy oceny oddziaływania na środowisko. Stewart jednak również nie chciał odpowiadać na pytania „Science” i odesłał króla wśród naukowych periodyków do biura prasowego Rio Tinto.
Wg wspomnianego upublicznionego listu, kierowani przez Đorđević badacze nie dostarczyli danych bazowych na temat poziomów metali w glebie i wodzie przed eksploracją, a podwyższone poziomy tych pierwiastków mogą być „zjawiskiem naturalnym”. Spis cytowanych w tej pracy innych badan naukowych jest nieadekwatny, a błędy dotyczą tak kilkukrotnego przeszacowania planowanego obszaru odkrywki (o czym wspomniałam wyżej), ponad 15-procentowego zaniżenia planowanej osiąganej produkcji węglanu litu i tym podobnych „detali”. Jednak autorzy pracy z „Scientific Reports” przypominają, że ich badanie (jak każde inne w szanowanych czasopismach naukowych) przeszło dwie rundy recenzji eksperckich i opiera się na solidnych dowodach.
Redaktor naczelny czasopisma naukowego „Scientific Reports”, Rafał Marszalek, w specjalnym oświadczeniu dla „Science” wyjaśnił, że kierowane przez niego czasopismo „dokładnie bada \[artykuł\], postępując zgodnie z ustaloną procedurą”. Nie tak znowu wielki świat geochemii podzielił się już na dwa obozy. I mówiąc szczerze, nie wiadomo, jak jest. Czy autorzy nie zebrali wystarczającej liczby próbek, aby dokonać rygorystycznej oceny i nadinterpretowują posiadane dane, jak twierdzą jedni specjaliści, czy też w artykule znajdują się drobne nieścisłości, które mogą wymagać poprawek, ale wycofanie nie jest konieczne, jak twierdzą inni na łamach materiału na ten temat w „Science”, autorstwa Cathleen O’Grady.
Jak to się skończy, nie wiadomo. Czy o wszystkim zadecyduje serbskie „kryterium uliczne” (z dającym się pewnie równie naukowo pomierzyć internetowym wpływem zza Chińskiego Muru i/lub Rosji) czy też całkiem nie wkalkulowywane tu w ryzyko przez Komisję Europejską kryterium ekonomiczne. Mianowicie już w styczniu tego roku, co mogliśmy przeczytać chociażby na forsal.pl, największa kopalnia litu w Australii zmuszona została do redukcji produkcji węglanu litu, zależnej od spadku cen wynikłego ze słabnący popyt na materiały do budowy akumulatorów dla samochodów elektrycznych. Nikt przy zdrowych zmysłach nie przewiduje dziś wzrostu cen litu w krótkim czasie, choć prognozy długofalowego wzrostu zapotrzebowania są nadal niewzruszone.