Wiadomości
Świrski: krach rynków energii i… powrót „socjalizmu” w energetyce? [KOMENTARZ]
Jesteśmy w innym energetycznym świecie, gdzie ceny szybują, a konsumenci oczekują pomocy i powrotu do bezpieczeństwa - pisze prof. Konrad Świrski.
Czwarty kwartał roku 2021 całkowicie „wywrócił stolik" rynków energii w Europie i na świecie. Z początkiem 2022 - po powrocie z dwóch tygodni urlopowych - w zasadzie niewiele się zmienia i dalej ceny są niebotycznie wysokie. Na Towarowej Giełdzie Energii TGeBase na poziomie 1220 zł/ MWh - wartość, która dla osoby zaglądającej tam po pół roku przerwy budziłaby zdumienie i raczej podejrzenie jakiegoś błędu w wyświetlaniu. Może ktoś przez przypadek dostawił „jedynkę" na początku? Jesteśmy w zupełnie innym energetycznym świecie, gdzie ceny szybują.... a konsumenci energii oczekują pomocy i powrotu do bezpiecznych czasów.
Problem cen energii (i gazu) ma nie tylko Europa, ale i cały świat - makabryczne zdjęcia z Kazachstanu to obraz protestów, które wybuchły właśnie po raptownej (choć nie w pełni rynkowej) podwyżce cen gazu (tam LNG pełni też kluczową role w transporcie). O problemach z rachunkami słychać we wszystkich państwach Europy, a kolejne rządy (nie tylko polski) prześcigają się z różnymi reformami rekompensat i dotacji, szczególnie dla najuboższych obywateli.
Sam problem (w długoterminowej perspektywie, a nie tylko na szybko patrząc na problemy post-koronawirusowe popyt-podaż i europejsko-rosyjskie gry w gazowe magazyny i rurociągi) to kombinacja samej rewolucji energetycznej, o której pisałem wielokrotnie z wciąż niedopracowaną formą wolnych rynków energii. Rewolucja energetyczna mająca przynieść dominacje zielonej, odnawialnej (i w konsekwencji taniej, bo o zerowym koszcie zmiennym) energii wymaga całkowitej przebudowy systemów energetycznych (wciąż nie wiadomo czy z sukcesem) - a więc przejściowego obciążenia końcowych konsumentów - kosztem tych przemian. Jeśli chcemy żyć w „nowym, czystym świecie" musimy za to zapłacić - a dla relatywnie bogatych społeczeństw (przynajmniej dla ich bogatej części) nie jest to tak duży problem. Równoległą drogą do „nowego energetycznego świata" jest zliberalizowany rynek energii - traktowanie energii jako pełno uprawnionego towaru handlowanego na rynkach światowych, gdzie cały czas trochę zapomina się o ograniczeniach technicznych i problemie magazynowania. Na dodatek wolny rynek jest cały czas niedopracowany i o ile sprawdza się w miarę przyzwoicie w okresach zrównoważenia popytu i podaży (i prowadzi do obniżenia cen na rynkach spotowych) to reaguje ekstremalnie w momentach niedoboru w dostawach energii - cena szybuje wysoko, przełamując wszystkie ograniczenia.
W pewien sposób obecny quasi-energetyczny „kryzys" (wciąż jest to ekstremalne zachowanie rynku, a nie brak dostaw - więc nie kryzys) powtarza problem Kalifornii z roku 2000. Tam pierwsza reforma rynku też doprowadziła na początek do stopniowego obniżania cen (a więc się sprawdzała), ale wszyscy zafascynowani oszczędnościami zapomnieli o długoterminowym zagwarantowaniu mocy wytwórczych i w momencie problemów (Kalifornia miała problem zarówno z wodą - nie padało zimą więc straciła rezerwę mocy w hydro na miesiące letnie gdzie jest szczyt zapotrzebowania) co w powiązaniu z problemami elektrowni gazowych (rurociągi) i węglowych (awarie z powodu zbyt małych nakładów remontowych) przemnożyło ceny hurtowe razy 10.
Europa dokładnie powtarza ten wzorzec - zafascynowanie spadkiem cen na rynkach spotowych, brak zabezpieczania dostaw, zmniejszanie dostępnych mocy rezerwowych dało doskonałe warunki do kombinacji spekulacji ze złym uwarunkowaniem rynków - i też ceny kilka, a czasami i kilkanaście razy wyższe. Diagnoza choroby jak zawsze prosta - pytanie jakie mamy lekarstwo?
W większości przypadków - kombinacja desperackich prób utrzymania obecnego rynku z powrotem do różnych wariantów gospodarki socjalistycznej. Tego też oczekuje konsument - ma być stabilnie i... tanio. Warto zauważyć, że nawet te dramatyczne kazachskie protesty były przede wszystkim ekonomiczne, dopiero potem pojawiły się hasła przeciw władzy. Protestujący głównie prosili o obniżkę cen paliw (gazu), rekompensaty wzrostu cen, gwarantowane talony na gaz oraz ... może więcej talonów na wypoczynek w kurortach. Wszędzie więc rozwiązanie widzi się raczej w rekompensatach, dotacjach, specjalnych regulacjach cen, czasowej (lub stałej) obniżce VAT-u ..., ale już nie w wolnej konkurencji i w transparentnym i dobrze uwarunkowanym rynku.
Przyszłość powoli zaczyna być jasna, z różnymi perspektywami w różnych krajach. Ceny hurtowe (energii i paliw) prawdopodobnie ustabilizują się w horyzoncie krótkoterminowym (2 miesiące), a następnie będą zniżkować z nadejściem wiosny - gdzieś do poziomów przed pandemią z dodatkową premią kosztową nowych czasów (ale już tak nieekstremalnie). W bogatych krajach UE - wszelkie problemy pójdą w zapomnienie i cała rewolucja energetyczna rozpocznie następną fazę - niestety przy małej modyfikacji organizacji rynków - a więc znowu będzie normalnie do następnego kryzysu lub spekulacji. Sama wolna konkurencja będzie ograniczana - już dziś zbankrutowało wiele mniejszych dostawców energii grających cały czas na hurtowych rynkach spotowych (bez zabezpieczenia dostaw długoterminowych), a i tak wysoki udział parapodatków w końcowej cenie energii - sam rynek czynił iluzorycznym. Ale sam system się nie zmieni i nawet przyjmie nową formę (już legislacyjną) Fit4 55. W wielu innych krajach świata, z kolei, quasi socjalistyczna organizacja regulowanych rynków energii będzie przyjęta z entuzjazmem i wykorzystana dla uzyskania dodatkowego poparcia społecznego (regulowane utrzymywanie jak najniższych cen nawet samych w sobie nierynkowych).
Pytanie więc - czy na pewno wolny rynek się sprawdza? A może warto wrócić do regulacji i spokojnych cen dla konsumentów? Spokojnie zawracać część opłat i kosztów w postaci dotacji lub specjalnych bonów konsumenckich i jednocześnie minimalizować same zmiany sektora energetycznego (w końcu się sprawdza i jest bezpiecznie). Kuszące i przynajmniej nikt nie będzie mówił w wiadomościach o energetyce. Tylko niestety w międzyczasie światowa rewolucja technologiczna zrobi kolejny krok. Bogaci zapłacą i zmonopolizują rynek nowych technologii. Koszty emisyjne zostaną z nami na stałe i nie tylko w obszarze unijnym. Przepaść technologiczna będzie się pogłębiać a tzw. gospodarki środka przestaną korzystać z niskich kosztów pracy.
A wtedy? To już jak mawiał Kipling „zupełnie inna historia, a winny na pewno się znajdzie".
Prof. Konrad Świrski