Reklama

Atom

Czarnobyl wyśrubował normy bezpieczeństwa w przemyśle atomowym

Z katastrofy w Czarnobylu wyciągnięto wiele wniosków dotyczących zwiększenia bezpieczeństwa elektrowni jądrowych. Dziś nie ma drugiego przemysłu, w którym poziom bezpieczeństwa stałby tak wysoko – twierdzi prof. Ludwik Dobrzyński z NCBJ. 

Katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu - będąca największą katastrofą w historii energetyki jądrowej, i jedną z największych katastrof przemysłowych XX wieku - zdarzyła się w trakcie testu, który miał służyć poprawie bezpieczeństwa. We wtorek mija 30 lat od tamtych wydarzeń. Przez ten czas jednym z największych wyzwań stało się zwiększanie bezpieczeństwa elektrowni jądrowych. 

"Po katastrofie w Czarnobylu konstruktorzy reaktorów jądrowych zostali skonfrontowani z powszechnym strachem społeczeństw przed reaktorami jądrowymi jako takimi. W związku z tym musieli wysilić cały swój intelekt w jednym kierunku: poprawy systemów bezpieczeństwa” - zauważył prof. Ludwik Dobrzyński z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ).

O tym, że bezpieczne były nawet stare reaktory, świadczy według niego przykład Fukushimy. "Kiedy zdarzyło się tam silne trzęsienie ziemi, to wszystkie reaktory - choć zbudowano je w latach 60. - posłusznie się wyłączyły. Awarię spowodowało dopiero tsunami" - przypomniał.

W ostatnich trzech dekadach w technologii działania reaktorów zaszło kilka ważnych zmian. Zwiększano np. liczbę tzw. elementów pasywnych, które zapewniają bezpieczeństwo dzięki wykorzystaniu prostych zjawisk fizycznych – takich, jak siła grawitacji czy konwekcja. W efekcie powstały rozwiązania, które nawet w razie najgorszej z możliwych awarii mają zadziałać bez udziału człowieka. 

"Niektóre reaktory mają dzisiaj tak wysoki poziom bezpieczeństwa, że największa z teoretycznie możliwych awarii - do której dochodzi, kiedy nie jest chłodzony rdzeń reaktora - nie powinna zdarzyć się częściej, niż raz na miliard lat pracy! - podkreśla profesor. - Nie ma drugiego przemysłu, w którym poziom bezpieczeństwa zostałby postawiony aż tak wysoko. To trybut złożony ogromnemu strachowi ludzi przed promieniowaniem, spotęgowanemu wybuchem w Czarnobylu".

Wydarzenia sprzed 30 lat pozwoliły się też przekonać, że nawet w obliczu największej możliwej katastrofy elektrowni jądrowej jej skutki zdrowotne dla okolicznej ludności są bez porównania mniejsze, niż w pierwszej chwili można było sądzić – powiedział prof. Dobrzyński.

"Strach i sposób myślenia o działaniu promieniowania sprawiał, że niektórzy przewidywali setki tysięcy, czy wręcz miliony zgonów spowodowanych promieniowaniem uwolnionym z tej elektrowni. Tymczasem poza śmiercią 28 ratowników i 15 zgonami ze względu na rozwój raka tarczycy w ciągu kilkunastu pierwszych lat od wydarzenia - nie obserwujemy żadnych innych efektów: ani wzrostu przypadków liczby białaczek, ani wzrostu guzów litych, i nie możemy się spodziewać, że coś takiego nastąpi w przyszłości. Wszystkie pesymistyczne oceny okazały się fałszywe" - wskazał.

"Dowiedzieliśmy się też, że podjęte w dawnym ZSRR decyzje, związane z masowym przesiedleniem ludzi - ponad 300 tys. - pozbawieniem ich pracy, domostw - dały nadzwyczaj negatywne efekty. Mamy też do czynienia z grupą liczącą ok. 1-1,5 mln, która cierpi z powodu chorób o podłożu psychosomatycznym. To nie ma nic wspólnego z promieniowaniem. Są to ofiary niedouczenia i złych decyzji politycznych" - powiedział ekspert NCBJ.

Jak dodał, analogiczny błąd popełniono w Fukushimie, gdzie ponad 1600 osób zmarło tylko i wyłącznie z powodu stresu związanego z przesiedlaniem. "Można było tych ludzi zostawić w ich domach" - ocenił.

Według naukowca po 30 latach nie ma już właściwie "wielkich pytań" dotyczących katastrofy w Czarnobylu. "Można się ewentualnie zastanawiać nad skalą śmiertelności nowotworowej wśród ratowników, którzy po akcji rozproszyli się w Rosji, na Ukrainie i Białorusi. Ich losy nie były specjalnie śledzone, co może oznaczać lukę w wiedzy. Jednak wiedząc, jakie ci ludzie mogli dostać dawki, nie spodziewałbym się, by w naszej wiedzy na ten temat miała kiedykolwiek nastąpić rewolucja" - mówi przedstawiciel NCBJ.

Prof. Dobrzyński przekonuje, że w przypadku energetyki jądrowej liczba zalet znacznie przewyższa liczbę wad. "W dużej perspektywie czasowej, mierzonej nawet w dziesiątkach tysięcy lat, tylko ona jest w stanie pokryć zapotrzebowanie ludzkości na energię. Bo potrzeb energetycznych ludzkości nie zaspokoimy dzięki wiatrakom, panelom słonecznym czy innym, tzw. odnawialnym źródłom energii" - powiedział.

Dodał, że energię jądrową otrzymuje się "ze stosunkowo niewielkiej ilości materiałów, i w sposób przyjazny dla środowiska, gdyż technologia ta nie powoduje emisji gazów i ani produkcji pyłów".

W powszechnym przekonaniu najważniejszym problemem energetyki jądrowej jest dziś utylizacja i składowanie odpadów promieniotwórczych. W opinii prof. Dobrzyńskiego problem ten jest jednak wyolbrzymiany, a strach przed odpadami z elektrowni jądrowych - przesadny. "Wiemy, jak postępować z wypalonym paliwem. Można je składować w bezpieczny sposób w składowiskach geologicznych, choć można oczywiście dyskutować na temat technologii tego składowania" - powiedział. 

Dodał, że przez pół wieku od chwili uruchomienia elektrowni nie ma potrzeby składowania wypalonego paliwa w składowiskach geologicznych (można je trzymać w składowiskach tymczasowych). Jednocześnie naukowcy pracują np. nad rozwiązaniem problemu odpadów długożyciowych, polegającym na bombardowaniu ich neutronami - tak, by powstały izotopy krótkożyciowe, z którymi "wiemy, jak postępować" - mówi profesor. 

Za główną wadę energii jądrowej prof. Dobrzyński uznał cenę inwestycji. "To jedna z najbardziej kosztochłonnych inwestycji w energetyce, która zwraca się po kilkudziesięciu latach. Dlatego nie każde państwo jest w stanie rozwijać energetykę jądrową" - powiedział.

Zapytany o potencjalne zagrożenie terrorystyczne dotyczące elektrowni jądrowych profesor odparł, że nie można go lekceważyć. "Jeżeli terrorysta jest inteligentny i ma dużo czasu, to prędzej czy później jest w stanie wyrządzić szkodę: przeniknąć do obiektu, stać się członkiem załogi, sprawiać wrażenie idealnego pracownika. Terroryzm jest zagrożeniem. Ale wyobraźmy sobie, że faktycznie coś takiego nastąpiło. Zastanówmy się, czy konsekwencje tego będą lokalne, czy globalne. Wiemy dziś, że globalne nie będą; że mogą być co najwyżej lokalne. Zdarzenie to nie będzie miało poważnych, fizycznych konsekwencji. Mogą być za to ogromne konsekwencje psychologiczne, jak te, które obserwowaliśmy po Czarnobylu czy Fukushimie" - powiedział.

Zobacz także: Polska i Litwa mogą blokować białoruski atom 

PAP - mini

Reklama

Komentarze

    Reklama