Bruksela zmieniła nastawienie ws. atomu? „Sprawie sprzyja imperatyw dekarbonizacji”

Jeszcze niedawno miałem wrażenie, że Komisja Europejska nie jest zbyt przychylna atomowi. Ale dzisiejsze okoliczności są inne. Sprawie sprzyja cały europejski imperatyw dekarbonizacji – bardzo ważny, szczególnie w Polsce. Co więcej, niezwykle ważna stała się kwestia bezpieczeństwa energetycznego - mówi Dan Lipman, Prezes Energy Systems w Westinghouse.
Jakub Wiech, Energetyka24.com: Jesteśmy tuż po podpisaniu umowy EDA. Czy mógłby Pan wyjaśnić jej znaczenie?
Dan Lipman, Prezes Energy Systems w Westinghouse: Szczerze mówiąc, jej znaczenie należy osadzić na fundamencie ogólnych relacji dwustronnych między USA a Polską. Polska i Stany Zjednoczone są sojusznikami od początku istnienia USA. W ostatnich latach współpraca ta zyskała strategiczny wymiar, obejmując energetykę i bezpieczeństwo – a teraz energetyka jądrowa łączy te dwa obszary.
A jakie znaczenie ma ta umowa dla pierwszej polskiej elektrowni jądrowej?
Aby to zrozumieć, trzeba prześledzić całą dotychczasową formalną współpracę. Rozpoczęła się w czasie pandemii Covid od niewielkiej umowy o wartości około 10 milionów dolarów, częściowo finansowanej przez rząd USA, reprezentowany przez TDA (Trade Development Agency). Została ona podpisana po zawarciu porozumienia rządowego dotyczącego współpracy w zakresie cywilnej energetyki jądrowej. Następnie Bechtel i Westinghouse wspólnie przygotowały szeroko zakrojone analizy możliwości realizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej na bazie technologii AP1000 w formie dokumentu FEED (Front End Engineering Design), który był istotną częścią oferty amerykańskiej nazwanej CER (Concept Execution Report). Sam projekt został ujęty w prawne ramy umowy ESC – czyli umowy na usługi inżynieryjno-projektowe. Obejmowała ona kluczowe kwestie związane z przygotowaniem budowy elektrowni jądrowej, w tym działania prowadzone na placu budowy, w tym prace geologiczne i standardowe prace projektowe. A także część licencyjną.
Zawarta ostatnio umowa EDA oznacza rozpoczęcie trzeciego etapu projektowania. Dzięki niej awansujemy projekt i w szczegółach określamy kwestie techniczne, regulacyjne i dotyczące łańcucha dostaw. Kolejny krok to kontrakt EPC (Engineering Procurement Construction) – czyli główna umowa wykonawcza obejmująca całą inwestycję, w tym uruchomienie zamówień na główne komponenty elektrowni jądrowej i prace montażowo-budowlane.
Czy nie mogliśmy po prostu od razu podpisać tej głównej umowy? Czy naprawdę trzeba było zawierać EDA?
Można było, ale i tak oznaczałoby to wykonanie tej samej pracy. Mogliśmy pominąć samą umowę EDA, ale trzeba i tak przejść przez wszystkie niezbędne etapy projektowania: prace związane z uzyskaniem pozwoleń i licencji, co związane jest z wieloma analizami bezpieczeństwa wymaganymi przez polskie prawo, prace terenowe, dodatkowe odwierty geologiczne i tak dalej. Myślę, że zawarcie EDA to był sposób na to, aby nie zwalniać tempa projektu, równolegle z działaniami polskiego rządu w Brukseli – chodzi o decyzję dotyczącą pomocy publicznej. Gdybyśmy się zatrzymali i czekali na zielone światło ze strony Komisji Europejskiej, to opóźnilibyśmy projekt.
Wspomniał Pan o decyzji Komisji: czy uważa Pan, że polski projekt jądrowy może napotkać podobne warunki finansowania dot. pomocy publicznej, jak te, które Komisja wplotła do czeskiego projektu?
Trudno powiedzieć. Bruksela analizuje bardzo złożony zestaw czynników. Robi to indywidualnie, w odniesieniu do różnych państw. Ale jestem optymistą – z kilku powodów. Po pierwsze, ogólne nastawienie do energetyki jądrowej się zmieniło. Jeszcze niedawno miałem wrażenie, że Komisja Europejska nie jest zbyt przychylna atomowi. Ale dzisiejsze okoliczności są inne. Sprawie sprzyja cały europejski imperatyw dekarbonizacji – bardzo ważny, szczególnie w Polsce. Co więcej, niezwykle ważna stała się kwestia bezpieczeństwa energetycznego. Myślę, że te wymienione kwestie zmieniły nastawienie wielu rządów i także Brukseli.
Skoro mówimy o zmianach – czy uważa Pan, że zmiana gospodarza Białego Domu może wpłynąć na europejski proces decyzyjny dotyczący współpracy jądrowej z USA?
Trudno powiedzieć. Ale warto pamiętać, że polski projekt jądrowy nabrał tempa m.in. dzięki decyzjom podjętym za pierwszej administracji prezydenta Trumpa. To właśnie wtedy podpisano pierwszą umowę międzyrządową i uzgodniono dotacje na wykonanie analizy CER. Uważam, że obecna administracja Trumpa jest projądrowa – zresztą poprzednia administracja prezydenta Bidena również była.
…a energetyka jądrowa jest częścią amerykańskiej polityki energetycznej. Czy to może wpłynąć na przykład na koszty polskiego projektu?
Świetne pytanie. Aby na nie odpowiedzieć, trzeba wyobrazić sobie mapę Stanów Zjednoczonych. Spójrzmy na Teksas i idźmy na wschód – przez Luizjanę, Georgię, Alabamę, Florydę, następnie Karolinę Południową, Północną, Wirginię, aż wreszcie do Waszyngtonu. Wyobraźmy sobie ten łuk – właśnie tam koncentruje się większość amerykańskiej aktywności jądrowej. Dlaczego? Po pierwsze, to region oddalony od zasobów węgla, który kiedyś był głównym źródłem energii elektrycznej w USA. Koszty węgla to nie tylko wydobycie, ale także np. transport. Dlatego energia jądrowa zawsze była tam opłacalna – bo produkcja energii z węgla była zbyt droga.
Polacy obecnie również odczuwają wzrost kosztów produkcji energii z węgla – to pierwszy czynnik wpływający na opłacalność projektu jądrowego. Drugi to rosnące zrozumienie potrzeby wprowadzenia zrównoważonego miksu energetycznego. Potrzebujemy słońca, wiatru, atomu, gazu – wszystkich tych źródeł. Może brak tej równowagi doprowadził do problemów w Hiszpanii, gdzie podobnie jak w Portugalii, postawiono przede wszystkim na źródła odnawialne. Potrzebny jest możliwie najbardziej zrównoważony miks źródeł wytwórczych oraz sprawny model działania systemu elektroenergetycznego.
Wróćmy do polskiego projektu. Jaka część prac może zostać wykonana przez polskie firmy?
Westinghouse od zawsze miał tradycję szerokiego transferu know-how i współpracy z krajami, w których działa. Robimy to tak skutecznie, że sami zbudowaliśmy sobie konkurencję – Francuzów, Koreańczyków, Japończyków. Dzielenie się know-how to jednak część naszego DNA. W Polsce zorganizowaliśmy wiele spotkań, które przyciągnęły setki firm. Okazało się, że znalezienie wyjątkowo kompetentnych spółek do współpracy przy projekcie wcale nie było trudne. Poznaliśmy już je oraz ich produkty. Natomiast w elektrowni jądrowej są dwie części – ta jądrowa, bardziej skomplikowana w wykonaniu i tradycyjna, obecna także w elektrowniach węglowych czy gazowych. W Polsce znaleźliśmy firmy z doświadczeniem w tej drugiej – technologicznie zdolnych do uczestniczenia w dostawach i pracach dla części turbinowej. Niewiele jednak firm potrafi realizować komponenty jądrowe. Mimo to zidentyfikowaliśmy kilka takich, które potencjalnie mogą dostarczać elementy konstrukcyjno-budowlane instalowane w reaktorze i związane z bezpieczeństwem, np. kluczowe w reaktorach AP1000 pompy, rurociągi czy zawory. W sumie zidentyfikowaliśmy kilkadziesiąt firm mogących wesprzeć projekt w części jądrowej i z sześcioma rozpoczęliśmy współpracę. Warto dodać, że im więcej buduje się bloków, tym większe doświadczenie zdobędą nasi dostawcy i tym więcej zamówień otrzymają.
Czy możemy także liczyć na transfer kluczowych kompetencji jądrowych?
Zdecydowanie. To część planu. Chcemy „osadzić” realizację prac i elementów związanych z bezpieczeństwem pracy reaktora właśnie tutaj, w Polsce, co pociągnie za sobą bezpośredni transfer know-how.
Ostatnie pytanie – wspomniał Pan o kolejnych elektrowniach: mamy krótką listę lokalizacji możliwych do budowy: Bełchatów, Konin, Kozienice, Połaniec. Czy któraś z nich wydaje się szczególnie interesująca?
Obecnie w 99% koncentrujemy się na pracy w już wskazanej lokalizacji w Choczewie. Czy uważamy którąś inną lokalizację za atrakcyjniejszą? Niekoniecznie – nasza technologia może być dostosowywana do różnych miejsc, wskazanych przez Inwestora
Nawet mimo ryzyka niedoboru wody w Polsce? To może w dłuższej perspektywie spowolnić lub wyeliminować niektóre lokalizacje.
Może tak być, ale decyzja w tym zakresie nie należy już do nas. Jeśli liczba lokalizacji zostanie ograniczona, przyjrzymy się im i przygotujemy odpowiednią analizę, w tym tzw. layout projektu – zobaczymy, ile bloków można zbudować, co ma sens ekonomiczny, jak najlepiej wykorzystać zasoby wodne oraz inne specyficzne dla danej lokalizacji kwestie.
Dziękuję za rozmowę.