Analizy i komentarze
Czarnobyl i ukraiński atom jako broń Rosji? To nieprawda - ekspert wyjaśnia [KOMENTARZ]
Wbrew pojawiającym się plotkom, Rosja nie może użyć Czarnobyla jako broni masowej zagłady. Równie bezsensowne jest atakowanie ukraińskich elektrowni jądrowych. Wszystkie te aspekty tłumaczy Adam Rajewski, ekspert Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Warszawskiej.
Atakująca Ukrainę Rosja prowadziła działania zbrojne m. in. wokół elektrowni jądrowej w Czarnobylu, co zaowocowało wysypem nieprawdziwych informacji dotyczących potencjalnych następstw tych działań. Podobne komentarze pojawiały się w kwestii hipotetycznego ataku Rosjan na ukraińskie elektrownie jądrowe. Serwis Energetyka24 zapytał o te kwestie eksperta - Adama Rajewskiego z Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Warszawskiej.
Rajewski wskazuje, że użycie Czarnobyla przez Rosję jako broni lub też szerokie zagrożenie promieniotwórcze spowodowane przez obiekty z terenu elektrowni to sytuacje praktycznie niemożliwe do zaistnienia. „Wydaje się to skrajnie mało prawdopodobne. Oczywiście zakładając działanie celowe, to z materiałem silnie promieniotwórczym, a takie są tam przechowywane, można zrobić także rzeczy groźne (choć punktowo), ale do tego okupantom nie jest potrzebny Czarnobyl, własnych materiałów jądrowych mają aż nadto, w tym znacznie groźniejsze. Natomiast uszkodzenia przechowalników czy osłony zniszczonego reaktora mogą doprowadzić do lokalnego uwolnienia pewnych ilości substancji promieniotwórczych, ale nie takich, by stanowiły zagrożenie dla zdrowia kogokolwiek poza bezpośrednim sąsiedztwem” - wskazuje.
„Obrazowo można wytłumaczyć to tak: najgorsze, co się mogło stać, czyli wybuch reaktora od środka, już się zdarzyło, w 1986 roku. I wiemy, że wtedy zagrożenia radiologiczne poza bezpośrednim sąsiedztwem elektrowni, były związane z jodem-131 mogącym odkładać się w tarczycy. Ale ten jod ma czas połowicznego rozpadu około 8 dni (sic!), więc dawno go tam już nie ma. Zatem nawet gdyby komuś przyszło do głowy wysadzić to wszystko raz jeszcze, to nie stworzy istotnego zagrożenia, chyba że dla siebie” - dodaje Rajewski.
Czytaj też
Rozmówca Energetyki24 wyjaśnia również, jak rozumieć doniesienia o możliwym wzroście promieniowania wokół Czarnobyla. „Jest możliwe, że w wyniku działań wojennych w szczególności na obszarze Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia, dojdzie do rejestrowania podwyższonych poziomów promieniowania tła. To może wynikać z tak banalnej rzeczy, jak wzniesienie tumanów kurzu przez pojazdy poruszające się poza drogami w terenie, na którym obecne są resztki skażenia, takie doniesienia już sie zresztą pojawiały. Ale chcę podkreślić z całą mocą, tego nie można napisać zbyt dużymi literami, że fakt zarejestrowania poziomów promieniowania tła wyższych od normy nie oznacza automatycznie jakiegokolwiek zagrożenia dla zdrowia. Potrafimy bowiem mierzyć naprawdę drobne odchyłki od stanu normalnego, którym wielu rzędów wielkości brakuje do poziomów stanowiących jakiekolwiek zagrożenie dla zdrowia. W sytuacji wątpliwości oraz nieuniknionych plotek zawsze warto sprawdzić wyniki pomiarów i interpretacje przedstawiane przez Państwową Agencję Atomistyki” - podkreśla.
Ekspert odpowiedział też na pytanie o możliwość i zasadność ataku na ukraińskie elektrownie jądrowe. „Zależy od tego, co agresor chciałby uzyskać. Jeśli pozbawienie kraj energii, to lepszym celem są stacje elektroenergetyczne i linie przesyłowe, bo łatwiej je zniszczyć, niż jakikolwiek budynek. Elektrownie jądrowe to w większości zupełnie normalne zakłady przemysłowe i stanowią cel jak każdy inny tego rodzaju. Oczywiście wyjątkiem jest reaktor, który jest w większości przypadków umieszczony w solidnym żelbetowym bunkrze i jest celem raczej trudnym. Żeby zatrzymać elektrownię atakowanie go byłoby bez sensu" - twierdzi.
Jednakże Rajewski wskazuje, że taki atak nie spowodowałby szerokiego zagrożenia radiacyjnego. „W zasadzie nawet w najgorszych przypadkach tylko lokalne. Najgorszym, co może się stać w reaktorze wodnym ciśnieniowym (a tylko takie pracują w Ukrainie), są problemy ze schłodzeniem po wyłączeniu. Nie chcę wdawać się w spekulacje co trzeba by było zrobić, żeby do tego doszło, powiem tylko że byłoby to dość trudne, bo każda elektrownia jest tak projektowana, by temu zapobiegać, także w sytuacji niesprawności czy uszkodzenia wielu urządzeń. Ale nawet w takiej sytuacji, podkreślmy że bardzo hipotetycznej i wymagającej absolutnie celowego i starannie zaplanowanego działania, zagrożenie jest ograniczone do małego terenu dookoła elektrowni, w dużym uproszczeniu można zestawić z promieniem dotkniętym skutkami Fukushimy, czyli kilku-kilkunastu kilometrów. W szczególności, co pewnie ważne dla czytelników, nie ma takiej możliwości, byśmy odczuli istotne skutki na terenie Polski. W praktyce bomba, która spadnie na osiedle mieszkalne jest dużo groźniejsza od bomby, która spadnie na elektrownię jądrową. Warto tu natomiast podkreślić jeszcze jedną rzecz” - podkreśla Rajewski.