Reklama

PGNiG poinformowało o pierwszej dostawie spot LNG ze Stanów Zjednoczonych do Polski. Umowę krótkoterminową z Chaniere Energy (bezpośrednio z dostawcą) podpisano przy udziale biura handlowego w Londynie, które należy do niemieckiej spółki-córki polskiego potentata. Ładunek wypłynie z terminala skraplającego Sabine Pass w Luizjanie i w pierwszej połowie czerwca zawinie do gazoportu w Świnoujściu.

Spoty czy umowa średnioterminowa z USA?

Najprawdopodobniej wolumen dostarczony w ramach spot będzie niewielki, na co wskazuje typ metanowców, (specjalistycznych statków do transportu LNG), których używa amerykański dostawca (poniżej 200 tys. m3). Natomiast cena surowca nie jest znana, ponieważ stanowi tajemnicę handlową. PGNiG zapewnia jednak o jej atrakcyjności.

„Nie prowadzimy działalności charytatywnej wobec dostawców ze Stanów Zjednoczonych” – stwierdził w rozmowie z dziennikarzami wiceprezes ds. handlowych polskiego potentata, Maciej Woźniak. Menadżer dodał także, że „nie wyklucza kolejnych kontraktów krótkoterminowych w nadchodzących miesiącach, a docelowo umów średnioterminowych”. Nie sprecyzował przy tym czy będą one zawierane na rynku amerykańskim. W przypadku drugiego typu wymienionych porozumień jest to bardzo prawdopodobne.

Zabiegi o długofalowy kontrakt

Obecny rząd podtrzymuje energetyczne rozmowy z Amerykanami na różnych szczeblach i zabiega o długofalowy eksport LNG (wiąże się to z koniecznością uzyskania zgody ze strony departamentu energii USA). W Waszyngtonie w ostatnim czasie bywali: wicepremier Mateusz Morawiecki, minister Piotr Naimski i Krzysztof Szczerski. Nie brakowało również aktywności po stronie polskich spółek: jesienią Gaz System zorganizował dużą konferencję z udziałem amerykańskich firm poświęconą LNG, a prezes PGNiG przebywa obecnie z wizytą w Stanach Zjednoczonych. Wskazuje to na wielkie zainteresowanie władz w Warszawie LNG z Ameryki Północnej.

Polskie motywacje  

Przyczyn tego stanu rzeczy należy szukać zarówno w obszarach: ekonomicznym i politycznym. Z jednej strony PGNiG opłaciło rezerwację mocy terminala w Świnoujściu i teraz chce z nich efektywnie korzystać. Z drugiej strony tylko w ostatnim czasie zawarto drugą umowę katarską i pozyskano spot z USA. Poszerzanie portfela dostaw przez polskiego potentata jest związane z koniecznością określenia się przez rząd w 2019 r. w zakresie przyszłości kontraktu jamalskiego. W tym aspekcie nie bez znaczenia są również plany amerykańskie wobec regionu Europy Środkowej.

Zobacz także: Rozbudowa terminalu Kaczyńskiego. Celem dywersyfikacja i optymalizacja kosztów [ANALIZA] 

Amerykańskie motywacje

Chaniere Energy prowadziło rozmowy z Polskim LNG zarządzającym terminalem w Świnoujściu jeszcze przed jego uruchomieniem wyrażając zainteresowanie dostępem do rynków środkowoeuropejskich. Podobne stanowisko wyraża Qatargas, który podpisał niedawno z PGNiG kolejny kontrakt na dostawy LNG. Rywalizacja eksporterów będzie się nasilać w czasie. 

Wynika to z faktu, że do końca dekady ilość gazoportów w Ameryce Północnej wzrośnie, co wydatnie wzmocni przemiany na globalnych rynkach LNG (wpłynie na to także rozwój technologii wydobycia łupków). Ze względu na spadek popytu na gaz skroplony w Azji, skoncentrują się one na Europie, która równolegle, z przyczyn politycznych, jest zainteresowana dywersyfikacją dostaw. Taki proces jest tym bardziej prawdopodobny ponieważ według prognozy Międzynarodowej Agencji Energii na Starym Kontynencie do 2020 r. dwukrotnie wzrośnie import LNG. Mowa o około 90 mld m3 surowca rocznie, co w porównaniu z eksportem realizowanym przez Gazprom do UE tj. około 130 mld m3 (w 2015 r.), jest wolumenem zagrażającym żywotnym interesom Rosjan i ich partnerów biznesowych.

To dlatego aktywnie forsują oni projekt Nord Stream 2 by związać umowami na jak najdłuższy czas swoich klientów w Europie w dobie nasilającej się rewolucji LNG. Przeciwstawne interesy mają Amerykanie zainteresowani eksportem surowca, który jest pozyskiwany coraz taniej i w coraz większych ilościach głównie z formacji łupkowych.

Zobacz także: Amerykański gaz dla Polski uderzy w Nord Stream 2? „Strategia Trumpa” [ANALIZA] 

Amerykański spot jako część długofalowej strategii Polski. „I tak i nie”

Interesy władz w Warszawie i Waszyngtonie są więc coraz bardziej zbieżne (szczególnie teraz, gdy administracja Trumpa tak mocno akcentuje chęć zwiększenia sprzedaży węglowodorów do Europy). Dostawa spot zakontraktowana przez PGNiG zdaje się być zalążkiem przyszłej współpracy, której będzie sprzyjać ogłoszona niedawno rozbudowa terminalu LNG w Świnoujściu oraz rozbudowa połączeń gazowych Polski z krajami sąsiednimi. 

Warto podkreślić, że choć zakup został dokonany przez biuro handlowe w Londynie, a więc decyzja nie była prawdopodobnie planowana, ale podjęto ją ad hoc (klientem była niemiecka spółka-córka co ułatwiło sprzedaż z USA w kontekście prawnym; traderzy podejmują szybkie decyzje o nabyciu atrakcyjnych cenowo ładunków; warto też pamiętać, że wicepremier Morawiecki twierdził po wizycie w Waszyngtonie, że amerykański gaz dotrze do Polski za 1-1,5 roku. Najprawdopodobniej miał na myśli potencjalny kontrakt średnioterminowy i nie wiedział jeszcze o umowie krótkoterminowej) to jednak kupno spotu od Chaniere Energy ma bardzo istotne znaczenie strategiczne. Pokazuje bowiem, że taka dostawa może być atrakcyjna cenowo (co podkreślił wiceprezes PGNiG Maciej Woźniak).

To dobry prognostyk na przyszłość, tym bardziej, że wraz ze wzrostem cen ropy wzrośnie również koszt dostaw z Gazpromu do Polski. Oczywiście o ile nie zdecyduje się on na wojnę cenową. Jednak nawet w takim wypadku firma ta nie jest obecna z przyczyn politycznych na potężnym rynku ukraińskim, na który PGNiG eksportuje coraz więcej gazu. Planom tym będzie sprzyjać również rozbudowa interkonektora Polska-Ukraina.

Zobacz także: Coraz więcej PGNiG na Ukrainie. „Pomoc równie ważna jak dostawy broni”[KOMENTARZ]

PGNiG zaangażuje się w Kanadzie?

Przy okazji pozyskania przez polskiego potentata gazowego pierwszego ładunku amerykańskiego LNG warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Podczas dzisiejszej konferencji wynikowej PKN Orlen, wiceprezes Sławomir Jędrzejczyk stwierdził, że: „kupując firmę Kicking Horse Energy koncentrowaliśmy się [Orlen – przyp. red.] na złożach w Albercie, ale przy okazji pozyskaliśmy 10% udziałów w projekcie Goldboro. Ta liczba pokazuje, że jesteśmy pasywnym inwestorem. Sytuacja inwestycji jest dość złożona. Projekt nie nabiera swojego tempa”. Pytanie brzmi czy Orlen powinien w tym uczestniczyć? Czy inna polska spółka nie chciałaby tego kontynuować?” – pytał menadżer. Czyżby była to delikatna sugestia, że wspomniane aktywa powinno przejąć PGNiG?

Warto przypomnieć, że projekt terminalu LNG „Goldboro” ma być zlokalizowany w kanadyjskiej prowincji Nowa Szkocja (to jeden z najbardziej wysuniętych na wschód obszarów kraju). Początki inwestycji datuje się na 2012 r. Na 2020 przewidziane są testy obiektu, a 2021 pełna operacyjność terminala. Jego zdolności eksportowe mają wynieść 10 mln ton metrycznych rocznie, co po regazyfikacji daje 13,5 mld m3 surowca. Tymczasem roczne zapotrzebowanie Polski na „błękitne paliwo” to około 16 mld m3. „Goldboro” ma posiadać 690 tys. m3 przestrzeni magazynowej dla gazu, na którą będą składać się trzy zbiorniki. Terminal ma zostać zbudowany w sąsiedztwie systemu rurociągowego Maritimes & North liczącego 1400 km i dedykowanego przesyłowi surowca pomiędzy Nową Szkocją, atlantyckim wybrzeżem Kanady i północno-wschodnimi Stanami Zjednoczonymi.  

Zobacz także: Energetyczny sojusz z USA – Polska opuszcza „sferę marzycielstwa”? [KOMENTARZ]

 

Reklama

Komentarze

    Reklama