Reklama

Już jutro (31 marca) w Waszyngtonie rozpocznie się NSS poświęcone próbie wypracowania przez 52 uczestniczące w nim państwa wspólnego stanowiska wobec zagrożenia terrorystycznego w sektorze jądrowym. Konkluzje mają zostać przekazane m.in. Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, ONZ czy Interpolowi. Moment wydarzenia wydaje się szczególny biorąc pod uwagę fakt obserwowania przez terrorystów z Daesh dyrektora jednej z belgijskich elektrowni atomowych. Światowe media, w tym również polskie, podkreślają, że w szczycie nie weźmie udziału Rosja. Na szczególną uwagę zasługują jej motywacje.

„Reset” Obamy i „nowa zimna wojna” z USA

Warto podkreślić, że pierwszy NSS odbył się w 2010 r. i został zainicjowany przez prezydenta Baracka Obamę. Oficjalnie dotyczył zagrożenia terrorystycznego dla sektora jądrowego, w praktyce jednak jego nadrzędnym celem było ograniczenie ilości materiału, z którego można by wyprodukować broń atomową. Innymi słowy inicjatywa wpisywała się w szerszy kontekst amerykańsko-rosyjskiego resetu, którego kluczowym elementem było ograniczenie potencjału nuklearnego mocarstw (choć nie tylko biorąc pod uwagę wycofanie zapasów wzbogaconego uranu przez Ukrainę podczas NSS w 2010 r.). 

Decyzja Moskwy o nie uczestniczeniu w NSS ma więc wyraźny wydźwięk polityczny, choć nie ogranicza się on jedynie do omówionego aspektu. Równie istotna jest sprawa aneksji Krymu. To właśnie w 2014 r. tj. szczytowym momencie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, Rosja po raz pierwszy nie wzięła udziału w NSS. Dzięki tematyce szczytu (nuklearne skojarzenia) Rosjanie mogli zainicjować narrację o „nowej zimnej wojnie” z USA.

Rosja nie chce ujawniać atomowych tajemnic

Kontekst polityczny jest dla Kremla bardzo ważny, ale o absencji na szczycie w Waszyngtonie zdecydowały również kwestie praktyczne. Moskwie nie w smak wiele postulatów NSS. Chodzi np. o stworzenie globalnego systemu monitorowania zasobów wzbogaconego uranu i plutonu oraz ujednoliconych standardów jego przechowywania. Istotna jest również presja redukcji własnych zapasów (w tym roku zmniejszą je Belgia, Japonia i Włochy).

Rosja nie ma zamiaru ujawniać partnerom międzynarodowym informacji strategicznych o własnym potencjale w zakresie produkcji broni atomowej, jego lokalizacji czy sposobie utylizacji (w tym konkretnym przypadku zapewne z powodu niedomagań w zakresie norm bezpieczeństwa i środowiskowych). Kreml z powodów politycznych, o których wspominałem powyżej, nie nie chce także uczestniczyć w postulowanych redukcjach zapasów wzbogaconego uranu bądź plutonu.

Ignorowanie zaleceń NSS kłopotliwe dla Rosji

Oczywiście wypracowane w ramach NSS zalecenia nie są obligatoryjne i Rosja wdrażała tylko niektóre z tych, które uzgodniono podczas szczytów w latach 2010-12. Niemniej kontekst międzynarodowy (nasilające się w Europie zamachy terrorystyczne, walka z Daesh, zainteresowanie terrorystów elektrowniami atomowymi w Belgii) powoduje, że ignorowanie konsensusu mogłoby być obecnie dla rosyjskiej dyplomacji niezwykle trudne. Z całą pewnością byłoby natomiast niekompatybilne ze strategią Kremla zakładającą zbliżenie polityczne z UE na bazie wspólnej walki z terroryzmem (taki sojusz powinien zakładać współpracę w zakresie zwalczania terroryzmu nuklearnego). Dlatego o wiele wygodniej jest Moskwie nie uczestniczyć w NSS i podkreślać, że mimo absencji bierze udział we współpracy z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej w zakresie niwelowania ryzyka terrorystycznego.

Zobacz także: Strupczewski: Pluton i wzbogacony uran interesują terrorystów

Zobacz także: Atom na celowniku Daesh. „Możliwe ataki na infrastrukturę energetyczną” [RAPORT]

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama

Komentarze