W dyskusji wzięli udział: Michal Heřman (prezes PG Silesia), Zbigniew Łukaszczyk (prezes Katowickiego Holdingu Węglowego), Jerzy Podsiadło (prezes Węglokoksu), Krzysztof Sędzikowski (prezes Kompanii Węglowej), Janusz Steinhoff (wicepremier i minister gospodarki w latach 1997 - 2001) oraz Piotr Woźniak (minister gospodarki w latach 2005 - 2007). W rolę moderatora wcielił się Wojciech Kuśpik, prezes PTWP.
Jak zwykle przy tego rodzaju okazjach istniało ryzyko, że będzie to kolejna schematyczna, asekuracyjna i nie budząca większych emocji pogadanka - ot, rozmowa bez żadnej historii, jakich wiele na przeróżnych kongresach. Bardzo szybko okazało się jednak, że wszelkie obawy można odłożyć na bok, ponieważ już od pierwszych minut dyskusja zaczęła nabierać rumieńców, a jej przebieg - zarówno pod względem wygłaszanych tez, jak i żywiołowych reakcji publiczności - zaskoczył wielu obserwatorów.
Jako pierwszy głos zabrał Krzysztof Sędzikowski, którego prowadzący poprosił o analizę obecnej sytuacji oraz nakreślenie przyszłości Kompanii Węglowej. W odpowiedzi prezes wyraził ubolewanie, że w panelu nie bierze udział minister Czerwiński, ponieważ może powiedziałby wtedy, jakie są plany. Te słowa wywołały pewnego rodzaju konsternację, ponieważ wynika z nich, że decyzje w zakresie restrukturyzacji największej spółki górniczej w Europie podejmowane są właściwie bez konsultacji z jej zarządem.
W dalszej części wystąpienia prezes opisywał, że w chwili obecnej na KW składa się jedenaście zakładów wydobywczych, ponieważ część została przekazana do Węglokoksu, a część do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. W drugim przypadku Skarb Państwa udzielił pomocy publicznej, przeznaczonej na wygaszenie produkcji. Aktualnie wysiłki zarządu zogniskowane są na działania związane z zapewnieniem spółce finansowania pomostowego, które pozwoli zyskać trochę czasu na podjęcie ostatecznych decyzji - chodzi głównie o to, czy rzeczywiście powstanie Nowa Kompania Węglowa, czy też obecnie istniejąca zostanie dokapitalizowana, czy może realizowany będzie jeszcze inny scenariusz.
W przekonaniu szefa KW, optymalnym rozwiązaniem nie jest zakup przez koncerny energetyczne pojedynczych zakładów, ale raczej nabycie udziałów w całej spółce i wpływ na funkcjonowanie wszystkich. Posiadanie „zdywersyfikowanego portfela kopalń” pozwoliłoby bowiem zmniejszyć ryzyko - zwłaszcza, że jego zdaniem firmy zajmujące się wytwarzaniem prądu powinny mieć możliwość dokonywania elastycznych zakupów paliwa.
Na zakończenie pierwszej części wypowiedzi Krzysztof Sędzikowski poinformował, że kompania realizuje program restrukturyzacyjny, obniża koszty jednostkowe, zmienia nieco portfel proponowanych produktów i realizuje przygotowany wcześniej biznesplan. W chwili obecnej uśredniony koszt wydobycia jednej tony węgla wynosi 240 - 250 zł - jeszcze w pierwszym kwartale było to ok. 300 zł.
W toku dyskusji prezes KW odniósł się również do decyzji, którą wielu komentatorów określiło mianem skandalicznej, a mianowicie sprzedaży węgla po cenach uważanych za dumpingowe: „Gdy objąłem stanowisko prezesa Kompanii Węglowej, to na zwałach leżało ok. 6 mln ton węgla. Gdybyśmy go nie sprzedali, to nasza sytuacja byłaby jeszcze gorsza. Kompania Węglowa była zarządzana w sposób archaiczny, w pewnych obszarach to był skansen zarządzania, czego dowodem jest to, że dopuszczono, aby powstały tak ogromne zapasy węgla”.
Sędzikowski zauważył, że restrukturyzacja polskiego górnictwa nie powinna odbywać się w sposób „akcyjny” i szarpany. Zmniejszanie zdolności produkcyjnych jest oczywiście nieuchronne, ponieważ państwo nie powinno inwestować w „złe” kopalnie, ale zamykanie ich powinno być procesem ciągłym i realizowanym długofalowo - np. jedna rocznie. Ponadto, w opinii szefa KW eksport może być traktowany najwyżej jako rozwiązanie tymczasowe, m.in. dlatego, iż „(…) nie ma przesłanek, aby wierzyć, że ceny węgla będą rosły”.
Jerzy Podsiadło, który zabrał głos jako drugi, poinformował na wstępie, że Węglokoks jest w chwili obecnej firmą najbardziej zaangażowaną w restrukturyzację Kompanii Węglowej - chodzi tu o kwoty przekraczające miliard złotych.
Przestrzegał on przed ryzykiem związanym z całkowitym unicestwieniem sektora wydobywczego, które może doprowadzić do istotnego wzrostu cen zagranicznego surowca dla krajowych odbiorców. „Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jakie głębokie rezerwy tkwią w górnictwie węgla kamiennego i jak łatwo można je uruchomić” - kontynuował. I nie chodzi tutaj bynajmniej wyłącznie o rezerwy strukturalne - związane ze zmianą organizacji pracy, zamykaniem nierentownych ścian, modyfikacją systemu płacowego, itd. - ale raczej o zlikwidowanie bałaganu i niegospodarności w kopalniach, które pozwoliłoby na znaczne ograniczenie kosztów: „Trzeba zdecydować - albo potrafimy wydobywać węgiel po niższej cenie i na nim zarobić, albo trzeba zmniejszyć wydobycie”.
Prezes Podsiadło podzielił się ze słuchaczami swoimi doświadczeniami w zakresie działań naprawczych, przywołując przykłady kopali Piekary w Piekarach Śląskich oraz Bobrek w Bytomiu. Kosztowały one 138 milionów złotych i zostały przez niego określone mianem „półtrupów”. Dzięki rozsądnej restrukturyzacji „(…) już w sierpniu br. przyniosły zysk netto w łącznej wysokości 450 tys. zł, w we wrześniu zysk wyniósł już 2,4 mln zł. Cały rok 2015 zamkną one wynik finansowy na lekkim plusie. Planujemy, że cały rok 2016 zamkniemy z zyskiem netto ok. 50 mln zł” - mówił prezes Węglokoksu. - „Restrukturyzujemy zakupione kopalnie krok po kroku, zmieniamy ich funkcjonowanie i nie ma z nimi żadnego problemu” - dodał.
Trzecim mówcą był prezes Katowickiego Holdingu Węglowego, Zbigniew Łukaszczyk, który szeroko opowiadał o procesach optymalizacyjnych wdrożonych w zarządzanej przez niego firmie. W przyszłym roku mają one przynieść 540 mln zł oszczędności oraz wzrost zysków na poziomie ok. 50 mln zł. Wspomniał także o tym, że na polskim rynku jest zbyt wiele „niedobrego węgla”, dlatego KHW zmniejszy podaż energetycznego o ok. półtora miliona ton w skali roku. „Polskie górnictwo ma wydobywać gigadżule, a nie tony - to ma być surowiec niskosiarkowy, niskopopiołowy i relatywnie mało szkodliwy dla środowiska - KHW udaje się realizować te założenia” - skonstatował Zbigniew Łukaszczyk.
Bez cienia wątpliwości najbardziej barwnym i budzącym najwięcej emocji uczestnikiem panelu był Michal Heřman, kierujący pracami PG Silesia. Początek jego wystąpienia był niepozorny - opowiadał o tym, że kiedy pięć lat temu państwowa KWK Silesia została przejęta przez grupę EPH, załoga liczyła 800 osób, a wydobycie było praktycznie zerowe. W chwili obecnej kopalnia zatrudnia 1700 osób i produkuje średnio ponad 1,1 tys ton rocznie w przeliczeniu na pracownika.
Po tym krótkim wstępie Czech przeszedł do ofensywy - w sposób nieco humorystyczny, ale niepozbawiony merytorycznych podstaw, skrytykował rząd, związkowców, władze Taurona i generalnie wszystkich, którzy doprowadzili do obecnego stanu rzeczy. W jego opinii „(…) w Polsce nie istnieje rynek węgla, to nie jest rynek, to jest jakiś obszar węgla”. Kontynuował - „Gratulacje dla rządu - jestem w Polsce 2,5 roku, a prezes Sędzikowski to czwarty szef Kompani Węglowej, którego spotkałem”. Zdaniem Hermana nawet Apple byłby blisko bankructwa, gdyby co pół roku miał nowego szefa. Gratulował również prezesowi Taurona i jego związkowcom - zakupu kopalni, której wartość jej minusowa oraz nowych kolegów , dodając na końcu: „Szczęść Boże!”.
Prezes PG Silesia zwrócił również uwagę, że połączenie wydobycia z energetyką niesie ze sobą poważne zagrożenia, o których stosunkowo mało się mówi. Rzecz w tym, że ceny prądu w Polsce są wyższe, niż w wielu innych krajach i jeżeli koncerny energetyczne przeznaczą poważne środki na ratowanie kopalń, to może braknąć im w pewnym momencie bufora pieniężnego na czasy kryzysu. Dla konsumentów będzie się to wiązało z podniesieniem taryf.
Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka ocenił, że stan polskiego górnictwa jest najgorszy od 1989 roku. Przyczyniło się do tego „przejadanie” zysków pochodzących np. ze sprzedaży części majątku i przeznaczanie ich na utrzymanie płynności finansowej. W opinii eksperta PwC trudno będzie wyjść z tego impasu bez przeprowadzania poważnego planu naprawczego, podobnego do programu wdrożonego za czasów premiera Buzka. Zamknięto wówczas ponad 20 kopalń, a z branży odeszło ok. 100 tysięcy osób - oczywiście nie chodzi o podobną skalę redukcji, ale obniżenie zatrudnienia to warunek sine qua non trwałej sanacji sektora. Podkreślił, że o utrzymaniu lub likwidacji mocy produkcyjnych powinny decydować dwa czynniki - ekonomia i geologia, a nie polityka. Część kopalń musi zostać zlikwidowana, bo generuje duże koszty, prowadzi działalność na terenach mocno zurbanizowanych i jest po prostu niebezpieczna w eksploatacji.
Były minister ocenił, że sytuacja dzisiejszych ekip rządowych jest wyraźnie trudniejsza, od tej z którą on miał do czynienia, ponieważ nasza obecność w Unii Europejskiej sprawia, iż rząd ma bardzo ograniczone możliwości w zakresie ochrony krajowego rynku. Między innymi dlatego powołanie tzw. Nowej Kompanii Węglowej jest rozwiązaniem nieracjonalnym, ponieważ naraża nas na zarzuty KE dotyczące udzielenia niedozwolonej pomocy publicznej - dla branży oznaczałoby to prawdziwą katastrofę.
„Moje doświadczenia we współpracy ze stroną społeczną są dobre - nie byłoby reformy, gdyby nie fakt, że udało nam się porozumieć ze związkowcami. Oni nie są odporni na argumenty ekonomiczne, czego przykładem jest PG Silesia” - mówił wicepremier, odnosząc się do pojawiających się zarzutów przeciwko organizacjom pracowniczym.
Piotr Woźniak, któremu przyszło zabrać głos, jako ostatniemu w kolejności, zaznaczył, że porównywanie sytuacji LW Bogdanka do śląskich kopalń jest całkowicie nieuprawnione, ponieważ mamy tutaj do czynienia z całkowicie innymi uwarunkowaniami finansowymi, geologicznymi, etc. Komentując słowa Michala Heřmana, dotyczące roszad na stanowisku prezesa KW, powiedział: „W Kompanii Węglowej nie trzeba mieć alzheimera, żeby niemal codziennie poznawać nowych ludzi…” - czym wzbudził ogólną wesołość. Nieco później udało mu się to po raz drugi, kiedy zastanawiał się, czy Tauron kupuje KWK Brzeszcze dobrowolnie, czy może „półdobrowolnie.
Dodał, że dług śląskich zakładów jest niemożliwy do spłacenia w warunkach rynkowych - pojedyncze kopalnie być może poradziłyby sobie ze swoimi zobowiązaniami, ale branża, jako całość nie ma na to szans. Jej dokapitalizowanie natomiast, w obliczu decyzji Rady Europejskiej, stanowi poważne ryzyko: „Nie dajmy się uśpić temu, że KE jeszcze nie reaguje na plany związane z Kompanią Węglową” - mówił. Jego zdaniem to zwyczajna procedura w czasie przedwyborczym, kiedy Komisja nie chce się narażać na zarzuty o wpływanie na wynik elekcji.
Zobacz także: Szydło i Kopacz o gospodarce, ale nie o węglu
Zobacz także: Karpiński: Sojusz Bogdanki i Enei ma biznesowe uzasadnienie