Reklama

Dotkliwy deficyt 

Węgiel zawsze odgrywał w życiu gospodarczym niepodległej Ukrainy znaczącą rolę. Jego udział w miksie energetycznym kraju wynosił w 2013 r. 35,8%. Ukraińskie elektrownie cieplne, które dają mieszkańcom kraju 45% całości produkowanej energii elektrycznej oraz 63% ciepła, są odbiorcą ok. 75% węgla. Surowiec ten jest również istotnym elementem procesów produkcyjnych w przemyśle metalurgicznym, który przecież jest kluczowym źródłem dochodów zależnej od eksportu gospodarki ukraińskiej.

Sytuację sektora węglowego Ukrainy krytycznie pogorszyła agresja militarna Rosji w Donbasie. Na jej skutek 55% kopalń została opanowana przez tzw. separatystów, w tym wszystkie obiekty wydobywające antracyt. Tymczasem to właśnie na bazie tego rodzaju węgla pracuje 7 z 14 ukraińskich elektrowni cieplnych. Energia elektryczna produkowana z wykorzystaniem antracytu w ostatnich latach stanowiła ok. 60% całości energii wytwarzanej w ukraińskich elektrowniach. I choć rząd planuje już w tym roku zmniejszenie ich udziału do 40%, to zapewnienie tego surowca jest największym wyzwaniem dla władz w Kijowie. 

Warto wspomnieć, że ponad połowa mocy produkcyjnych „antracytowych” elektrowni znajduje się w rękach prywatnych (głównie DTEK Rinata Achmetowa i koncernu „Energo Holding” Igora Humeniuka – elektrownie tych właścicieli zużywają ok. 80% antracytu). Zmusza to państwo do liczenia się z interesami oligarchów. Ponadto dwie „antracytowe” elektrownie częściowo dostarczające energię elektryczną na terytorium kontrolowane przez Kijów znajdują się po drugiej stronie frontu. Choć tylko jedna z nich (Starobesziwska) ma istotne znaczenie, to strata dostaw jej prądu może być dość dotkliwa i należy się z nią liczyć.

Minister energetyki i przemysłu węglowego Wołodymyr Demczyszyn szacuje, że do początku sezonu opałowego na składy elektrowni na terytorium kontrolowanym przez Kijów powinno zostać dostarczonych jeszcze ok. 2,5 mln ton węgla: 1,5 mln ton węgla grup gazowych i gazowo-koksowych oraz 1 mln. ton antracytu. O ile z pozyskaniem pierwszej grupy surowca nie będzie większych problemów, o tyle zaopatrzenie w antracyt jest poważnym problemem dla Kijowa. Skąd wziąć brakujący antracyt? W Kijowie omawiane są trzy rozwiązania. 

Na rozdrożu 

Pierwszym jest sprowadzenie węgla z terytorium okupowanego. Według stanu na koniec czerwca w kopalniach należących lub dzierżawionych przez DTEK Rinata Achmetowa, zgromadzono ok. 2,5 mln. ton antracytu. Techniczne możliwości przetransportowania surowca na tereny kontrolowane przez Kijów nadal istnieją. Jednak niewiadomo czy Moskwa i jej marionetki w Donbasie zgodzą się na taki transport. Pamiętajmy, że Kijów zapowiedział, iż w odróżnieniu od zimy 2014/15, podczas nadchodzącej zimy nie ma zamiaru dostarczać na te tereny gazu ziemnego. Rosyjsko-separatystyczna odpowiedź wydaje się być oczywista. Dalszy scenariusz wokół dostaw z okupowanych terytoriów będzie również miernikiem wpływów i roli Achmetowa w konflikcie.

Drugi kierunek prowadzi na rynki zewnętrzne. Jednak import antracytów jest niemożliwym „od ręki”. Są to zazwyczaj długoterminowe kontrakty. Jednocześnie węgiel ten jest wydobywany tylko w kilku krajach na świecie: Rosji, RPA, Chinach, USA, Peru, Australii i Wietnamie, ale realnymi dostawcami mogą być Rosja i RPA. Dostawy z Rosji są silnie uzależnione od czynników politycznych i w każdej chwili mogą zostać przerwane. Zatem, kluczowym kierunkiem importu antracytu jest RPA. W przededniu i w trakcie ubiegłego sezonu opałowego węgiel z tego kraju był z powodzeniem sprowadzany – łącznie zakontraktowano ponad 400 tys. ton antracytu, co było istotną częścią bilansu węglowego, ale nie w pełni pokrywającą potrzeby.

Trzeci kierunek rozwiązywałby sprawę w strategicznej perspektywie. Chodzi o modernizację elektrowni cieplnych zależnych od antracytu na pracę na węglu gazowym lub gazowo-koksowym. Kluczowe wyzwania w tym zakresie – czas i pieniądze – jak dotąd okazały się ponad siły Kijowa. Według wstępnych ocen modernizacja zaledwie jednego kotła grzewczego kosztowałaby ok. 20–30 mln. hrywien. Dodatkowo, proces dostosowania kotłów jest dość długotrwały i zwłoka, której dopuściły się ukraińskie władze po zakończeniu sezonu grzewczego 2014/15 przekreśla szanse na jego przeprowadzenie przed wiosną 2016 roku.

„Jakoś to będzie” i „business as usual” 

Brak zdecydowanych działań i strategii w zakresie rozwoju sektora węglowego naraża Ukrainę na dodatkową presję ze strony Moskwy. W czerwcu Demczyszyn stwierdził, że Ukraina będzie kupowała węgiel z Rosji, RPA i obwodu ługańskiego, a masowe zakupy rozpoczną się w sierpniu. Może to oznaczać, że w Kijowie podjęto decyzję o powtórce z minionego sezonu grzewczego. Wówczas Ukraina dobiła nieformalnego targu z Rosją oferując transport energii elektrycznej na zależny od dostaw z lądu Krym. W zamian deficyt antracytu był niwelowany jego kupnem w Rosji oraz z terytoriów okupowanych. W ramach „barteru” Kijów może też zaoferować energię elektryczną produkowaną z elektrowni w Szczastiu pod Ługańskiem, która jest pod jego kontrolą, a separatyści nie przerwą dostaw prądu ze Starobeszewskiej elektrowni. Takie rozwiązanie jest jednak bardzo wrażliwe na decyzje polityczne. Jeśli Kreml w ostatniej chwili zdecyduje się na zerwanie tego układu, niedobory energii elektrycznej zimą nad Dnieprem będą dotkliwe. A to przecież Moskwa podejmuje kluczowe decyzje.

Wyjaśnieniem opieszałości Kijowa wydają się być także nadal silne interesy i wpływy ukraińskich oligarchów, dla których wspomniana zależność jest intratnym źródłem dochodów. Dla Achmetowa to okazja, by nadal bez przeszkód realizować swoje interesy. Ważnym graczem w tym kontekście jest również rosyjski biznesmen Kostiantyn Hryhoryszyn, który według ukraińskich mediów, jest w bardzo dobrych relacjach z Petro Poroszenką oraz Demczyszynem i jest uważany za jednego z największych biznesowych beneficjentów zmiany władzy w roku 2014. Podczas ubiegłego sezonu grzewczego Hryhoryszyn z sukcesem lobbował za kupnem niedoborów energii elektrycznej w Rosji.

W efekcie przed Ukrainą znowu bardzo trudny sezon grzewczy, którego przetrwanie zależy od zawarcia i trwałości porozumień z Moskwą. Wszelkie kroki Kijowa w zakresie rozwiązania problemów węglowych są jedynie doraźne. Oznacza to, że jeszcze, co najmniej przez rok będzie to słaby punkt Ukrainy w relacjach z Kremlem.

Szansa dla Polski?

Czy Polska ma szansę na odegranie jakiejś roli w kontekście węglowych deficytów z jakimi zmaga się Ukraina? Wydaje się, że przy mało klarownej polityce Kijowa, jest to obarczone sporym ryzykiem. Oczywiście warto zaoferować niewielkie ilości węgla grup gazowych, ale z pewnością przestrzeń dla takich dostaw jest niewielka. Warto jednak zastanowić się już teraz nad dwoma długoterminowymi kierunkami współpracy.

Pierwszym mogłaby być kwestia pokładów węgla brunatnego – ich potwierdzone zapasy na Ukrainie sięgają prawie 2,5 mld. ton. Kijowowi brakuje środków i długookresowej wyobraźni na ich wykorzystanie. Po drugie, warto rozważyć większe nić do tej pory wsparcie w zakresie modernizacji „antracytowych” elektrowni cieplnych nad Dnieprem (Polska udzieliła Ukrainie pożyczki w wysokości 100 mln euro podczas wizyty premier Ewy Kopacz w Kijowie na początku br. Część tych środków ma być wykorzystana na omawiany cel-przyp. red.) Oprócz otwarcia się nowego rynku zbytu dla polskiego węgla miałoby to niebagatelne znaczenie dla umocnienia niezależności energetycznej Ukrainy, na której przecież tak zależy Warszawie. Są to jednak zaledwie teoretyczne kierunki, które mocno zależą od działań Kijowa, których na razie nie widać.

Dr Paweł Kost

Reklama

Komentarze

    Reklama