Reklama

Klimat

Skażenia, dewastacja, śmierć. Jak komuniści niszczyli klimat i środowisko [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Komunizm przyczynił się bezpośrednio do szeregu przerażających katastrof godzących w życie ludzi, stan środowiska i ochronę klimatu. Istnienie wielu z tych zdarzeń przez lata było ukrywane przez czerwone reżimy.

W debacie publicznej często pomija się rolę systemu komunistycznego w dewastowaniu środowiska i klimatu. Tymczasem ustrój ten odpowiada za szereg przerażających katastrof ekologicznych. Oto przykłady największych z nich.

Jezioro Aralskie

Leżące obecnie między Kazachstanem a Uzbekistanem Jezioro Aralskie jeszcze w latach 60-tych dwudziestego wieku było czwartym – pod względem powierzchni – jeziorem na świecie. Obecnie akwen ten praktycznie nie istnieje – w jego miejscu znajdują się cztery, znacznie mniejsze zbiorniki, a proces jego zaniku zalicza się do największych katastrof ekologicznych w historii. Wszystkiemu winna jest polityka rolna ZSRS.

Degradacja Jeziora Aralskiego powiązana była z sowieckimi planami uprawy bawełny na terenach Uzbekistanu. Celem przygotowania plantacji w latach 30-tych rozpoczęto budowę sieci kanałów, które miały dostarczać roślinom wodę z rzek wpadających do Jeziora. Jednakże instalacje te były tworzone w sposób nieszczelny oraz nie licujący z zasadami sztuki hydrologicznej, przez co większość transportowanej nimi wody parowała lub wsiąkała w ziemię. Według szacunków, taka gospodarka spowodowała, że tylko do 1960 roku do Jeziora Aralskiego nie trafiło od 20-50 km3 wody. Władze w Moskwie – choć wiedziały o katastrofalnej sytuacji obszaru – nie zdecydowały się zrobić nic w tej kwestii, uznając akwen za „pomyłkę natury”.

Proces wysychania Jeziora doprowadził do gigantycznej katastrofy ekologicznej, która m.in. spowodowała zmiany klimatu w regionie, degenerację ekosystemów delt rzecznych oraz wzrost liczby burz piaskowych. Zamieniony w pustynię akwen cechuje się obecnie wysokim stopniem zanieczyszczenia środkami ochrony roślin. Z okolic Jeziora wyemigrowało ok. 100 tys. osób, a prawie wszystkie organizmy zamieszkujące ten zbiornik wymarły ze względu na wzrost zasolenia.

Co więcej, wyschnięcie Jeziora otworzyło zwierzętom lądowym drogę do znajdującej się na akwenie Wyspy Wozrożdienija, na której znajdował się sowiecki tajny poligon broni biologicznej, gdzie pozostawiono m.in. tony wąglika.

Zagłada Jeziora Aralskiego uważana jest za największą katastrofę ekologiczną centralnej Azji.

Czarnobyl

To również komuniści z Sowietów sprowadzili na świat katastrofę, która nie tylko do dziś przeraża wielu ludzi swym rozmiarem, ale także może pogrzebać szereg wysiłków prowadzonych na rzecz ochrony klimatu. Mowa o awarii w elektrowni jądrowej w Czarnobylu.

W sobotę 26 kwietnia 1986 roku o godzinie 1:23 w bloku energetycznym nr 4 Czarnobylskiej Elektrowni jądrowej doszło do wypadku – przegrzany reaktor RBMK-1000 spowodował wybuchy wodoru, pożar i rozprzestrzenienie się substancji promieniotwórczych. W następstwie skażeniu uległ obszar prawie 150 tysięcy kilometrów kwadratowych, nad całą Europą zawisła radioaktywna chmura, a 350 tysięcy osób zostało przesiedlonych.

Dlaczego to katastrofy tej w ogóle doszło? Przyczyn było kilka. Za najważniejszą z nich należy uznać błędy konstrukcyjne samego reaktora, który był dostosowany do celów wojskowych, czyli produkcji plutonu. Z tego względu, jednostka ta łatwo się rozszczelniała, była niestabilna przy małej mocy, a z kolei w razie awarii jej moc rosła samoczynnie.

Ale owej feralnej nocy w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej oraz już po katastrofie doszło też szeregu innych tragicznych błędów, za które winę ponosi system rządzący ZSRS.

W nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku jednostka ta była poddawana testom, które miały wykazać jak długo można awaryjnie sterować reaktorem. Takich prób w ogóle nie powinno się przeprowadzać na reaktorze typu RBMK. Za nadzór nad eksperymentem odpowiadał Anatolij Diatłow, który miał już na koncie jeden wypadek jądrowy. W latach 60-tych, gdy pracował on w stoczni w Komsomolsku instalując napędy jądrowe w okrętach podwodnych, Diatłow, wskutek błędnych decyzji, został napromieniowany dawką 200 rem. Przeżył on ten incydent, ale wkrótce potem na białaczkę zmarł jego syn. Według wielu komentatorów, zdarzenie to wywarło silny wpływ na psychikę Diatłowa, który pracę w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej postrzegał w kategoriach osobistej rozgrywki z technologią, dlatego też podczas testu wydawał on decyzje lekceważąc ostrzeżenia reszty personelu.

Co więcej, operatorem odpowiadającym za obsługę reaktora był pracownik z ok. 3-miesięcznym stażem pracy.

Akcja ratownicza w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej prowadzona była fatalnie. Pierwsi strażacy, którzy dotarli na miejsce wybuchu nie byli świadomi, że stykają się z radioaktywnymi materiałami. Ich dowódca, Władimir Prawik, zmarł kilkanaście dni po katastrofie wskutek choroby popromiennej.

Potem do akcji rzucano ludzi jedynie prowizorycznie chronionych przed promieniowaniem. Tyczyło się to także załóg helikopterów, które zostały użyte do opanowania pożaru. Ponadto, dopiero po kilkudziesięciu godzinach zdecydowano się ewakuować pobliskie miasto – Prypeć.

Władze sowieckie starały się ukrywać informacje o katastrofie. Moskwa nie chciała, by świat dowiedział się, że w ZSRS doszło do wypadku jądrowego. Na jego trop wpadli jednak… Szwedzi. Załoga szwedzkiej elektrowni jądrowej Forsmark odnotowała bowiem 28 kwietnia wysokie poziomy radioaktywności. Rząd w Sztokholmie skontaktował się wtedy z Kremlem, gdyż od początku podejrzewano, że anomalie to wynik niezidentyfikowanego bliżej incydentu w ZSRS.

Wypadki w Czarnobylu miały też niszczycielski wpływ na ogólnoświatowe podejście do energetyki jądrowej. Do dziś nazwa „Czarnobyl” wymieniana jest jako argument sam w sobie przeciwko wytwarzaniu energii z atomu. Jest to szalenie niebezpieczne – nie tylko dla zdrowego rozsądku, ale także dla ziemskiego klimatu, który zmienia się na skutek działalności człowieka.

Jednym z najskuteczniejszych sposobów na ocalenie planety są inwestycje w niskoemisyjne, stabilne i skalowalne elektrownie jądrowe. Pomimo naukowych dowodów potwierdzających korzyści płynące z czerpania energii z atomu, „jądrówki” mają wśród ekologów całe rzesze krytyków, którzy chętnie przywołują wydarzenia sprzed 33 lat.

Techa, Czażma, Semipałatyńsk

Czarnobyl nie jest jedynym dowodem na to, że system komunistyczny rządzący ZSRS podczas doświadczeń z technologiami jądrowymi miał za nic środowisko i życie oraz zdrowie swych obywateli. Podobne wnioski płyną m. in. z przykładu rzeki Techa, która w latach 40-tych i 50-tych została zanieczyszczona materiałem promieniotwórczym z wojskowych zakładów w Oziorsku, które produkowały broń jądrową. Zanieczyszczenie rzeki 76 milionami metrów sześciennych odpadów radioaktywnych naraziło na szwank życie i zdrowie 28 tysięcy osób, które mieszkały w wioskach czerpiących wodę z Techi. Z kolei wskutek błędów w obsłudze reaktora w sowieckim okręcie podwodnym K-431, który stacjonował w Zatoce Czażma, w 1985 roku doszło do wybuchu w tej jednostce, śmierci 10 marynarzy i skażenia okolicznych wód izotopami kobaltu oraz cezu. Z kolei w Semipłatyńsku (obecnie: Semej) od 1949 do 1991 roku działał poligon nuklearny, biologiczny oraz chemiczny, co wystawiło na niebezpieczne dla zdrowia promieniowanie ok. 250 tysięcy osób.

Kureniwka

Niezwykle symboliczną katastrofą, do której doprowadzili komuniści było zdarzenie w Kuerniwce, dzielnicy Kijowa, która sąsiadowała z wąwozem Babi Jar. W 1950 roku w wąwozie tym utworzono zbiornik odpadów produkcyjnych, które pochodziły z pobliskiej cegielni. Składowisko miało zatrzeć ślady po zbrodniach popełnionych w Jarze przez NKWD, a później przez Niemców. Jednakże konstrukcja zbiornika nie spełniała żadnych norm bezpieczeństwa, wskutek czego doszło do jej poważnego uszkodzenia w 1961 roku. Pomimo fatalnego stanu składowiska i pełnej świadomości zagrożenia władze nie rozpoczęły działań ochronnych ani ewakuacji dzielnicy. Ze względu na te zaniechania 13 marca 1961 roku doszło do pęknięcia wału zbiornika i wylewu lawiny błota, która zabiła łącznie 145 osób. Informacje o katastrofie zostały ocenzurowane i nie były powszechnie znane aż do odzyskania przez Ukrainę niepodległości. 

Chińskie zapory

Jednakże nie tylko komuniści z ZSRS mają na swoim koncie poważne katastrofy ekologiczne. Szereg z nich spowodowały również Chiny. Jednym z przykładów jest historia Zapory Banqiao. owocem współpracy sowiecko-chińskiej z początku lat 50-tych. Została zbudowana na rzece Huai, by zapobiegać powodziom i generować energię elektryczną. Zbiornik zapory buł w stanie pomieścić prawie pół miliarda metrów sześciennych wody. Oddano ją do użytku w 1952 roku.

Konstrukcja już od samego początku sprawiała problemy. Samą ideę zbudowania zapory (oraz szeregu innych podobnych obiektów w regionie) skrytykował hydrolog Chen Xing. Postulował on także zwiększenie śluz zrzutu wody do 12. Został on jednak skrytykowany, a jego uwagi pozostały nieuwzględnione.

Co więcej, ze względu na błędy inżynierów oraz budowniczych na zaporze szybko pojawiły się pęknięcia. Ich naprawa wymagała stworzenia nowego projektu (przy którym również pracowali sowieccy technicy). Po wzmocnieniu zaporę Banqiao nazwano „żelazną” – uchodziła za praktycznie niezniszczalną. Niestety, rzeczy cieszące się takim mianem mają dziwną tendencję do działania w sposób biegunowo odległy od swych tytułów, co zazwyczaj pociąga za sobą tragiczne konsekwencj

Katastrofa nastąpiła w sierpniu roku 1975. Wtedy też Chiny nawiedził Tajfun Nina, który zderzył się nad Państwem Środka z zimnym frontem. Chłodne powietrze wstrzymało i zmieniło trasę tajfunu. Wszystko to spowodowało ogromny opad deszczu – w ciągu 24 godzin w okolicach Banqiao spadło więcej wody niż spada zazwyczaj w ciągu roku, czyli nieco ponad 1060 mm. Olbrzymie opady spowodowały gwałtowny wzrost poziomu wody w zbiorniku zapory. Już 6 sierpnia personel w Banqiao zalecił spuszczenie wody, lecz postulat ten spotkał się z odmową – w dole rzeki Huai występowały już bowiem znaczne powodzie i władze obawiały się, że upust pogorszy sprawę. Później zmieniono zdanie – ale komunikacja z zaporą została przerwana. O godzinie pierwszej w nocy 8 sierpnia 1975 nastąpiło przerwanie tamy w Banqiao.

Przez zniszczoną konstrukcję przelewało się 78 tysięcy metrów sześciennych wody na sekundę. Utworzona w ten sposób fala powodziowa o szerokości ok. 10 kilometrów, sięgająca nawet 7 metrów, która pędziła w dół rzeki z prędkością ok. 50 kilometrów na godzinie. Według oficjalnych statystyk w wyniku uderzenia fali w prowincji Henan zginęło bezpośrednio ok. 26 tysięcy ludzi. Z kolei prawie 150 tysięcy osób zmarło wskutek następujących po powodzi chorób zakaźnych i głodu. Jednakże nieoficjalne szacunki wskazują, że liczba ofiar sięgnęła aż 230 tysięcy.

Chiny do dziś prowadzą szeroki program budowy tam i zapór. Choć według oficjalnej narracji, Pekin inwestuje w tego typu infrastrukturę, by walczyć ze zmianami klimatu, to potężny park zapór daje ChRL także inną korzyść – Państwo Środka może kształtować nimi gospodarkę wodną całego regionu. Taką tezę stawia geostrateg Brahma Chellaney na łamach Nikkei Asian Review. 

„Ze względu na swoje położenie, obejmujące Płaskowyż Tybetański, terytorium Chin obejmuje źródła rzek, które płyną przez 18 innych krajów. Żadne inne państwo świata nie służy jako taki rezerwuar” – pisze w swoim artykule Chellaney.

Czerwona zgroza

Problem katastrof ekologicznych powodowanych przez system komunistyczny jest o tyle poważny, że zdarzenia te często nie pociągają za sobą czyjejkolwiek odpowiedzialności. Mało tego – są one niekiedy skrzętnie ukrywane, a ich skutki zacierane. Wynika to z wewnętrznych uwarunkowań ustroju komunistycznego, w którym państwo jednocześnie kieruje szeregiem płaszczyzn życia gospodarczego i administracyjnego i jednocześnie je z ich działalności. Oznacza to, że faktyczna odpowiedzialność może nie istnieć – bo państwo będzie dążyć do tego, by prawda o jego błędach nie wyszła na jaw, a innych aktorów życia publicznego w postaci watchdogów czy innych organizacji pozarządowych zazwyczaj w państwach komunistycznych nie ma.

Reklama

Komentarze

    Reklama