Reklama

Klimat

Polska neutralność klimatyczna: strategiczne kupowanie czasu [ANALIZA]

Fot. Krystian Maj / KPRM / Flickr
Fot. Krystian Maj / KPRM / Flickr

Jaka logika kryje się za decyzją Polski w sprawie celu neutralności klimatycznej? Chodzi przede wszystkim o kupienie czasu dla budowy strategicznie lepszej pozycji negocjacyjnej z Unią Europejską.

Podczas ostatniego szczytu przywódców Unii Europejskiej doszło do porozumienia między państwami członkowskimi ws. osiągnięcia przez UE celu neutralności klimatycznej do 2050 roku. Polska – jako jedyny kraj członkowski – nie zadeklarowała gotowości do wdrożenia tego celu. Rząd zakomunikował, że uzyskał „rabat klimatyczny”, opozycja – że premier Morawiecki kupczy zdrowiem Polaków i walką z globalnym ociepleniem. Na obie te interpretacje trudno przystać, gdyż prawda jest znacznie bardziej złożona.

Przede wszystkim, warto zauważyć, że na obecnym etapie dyskusji o unijnej neutralności klimatycznej strona polska zadeklarowała, że nie jest gotowa zadeklarować wdrożenia tego celu. Taki komunikat nie zamyka sprawy – w zasadzie można mówić, że ostatni szczyt to dopiero początek negocjacji, jakie czekają UE w kwestii klimatu.

Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej, w konkluzjach po szczycie zaznaczył, że ambicją UE jest uczynienie z Europy pierwszego neutralnego klimatycznie kontynentu. „Wzięliśmy także pod uwagę, że dla jednego państwa członkowskiego niezbędnym jest więcej czasu nim będzie ono w stanie zaimplementować ten cel. Będziemy mieli okazję w czerwcu 2020 roku, by powrócić do kwestii tego państwa ponownie” – dodał.

Zanim jednak nastąpi czerwiec 2020 roku, UE czeka zapowiedziana przez Komisję ofensywa legislacyjna, która nałoży się w czasie na dyskusje o nowej perspektywie budżetowej. To właśnie ten czas będzie kluczowy dla Polski, która dyskusje o neutralności klimatycznej chce zespolić z rozmowami na temat finansowania drogi do tego celu. Nie jest bowiem tajemnicą, że np. kwota przeznaczona dla państw UE odchodzących od węgla, która pojawiła się w czasie debaty w Brukseli – 100 mld euro – jest z punktu widzenia potrzeb symboliczna. Podobną wysokość miały osiągnąć koszty wdrożenia Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku (PEP2040). Autor tego dokumentu, minister Krzysztof Tchórzewski, oszacował bowiem potrzeby finansowe tego projektu na ponad 400 mld zł. Tymczasem Warszawa będzie musiała walczyć o ten niewielki pieniężny tort m.in. z Berlinem (na który naciskają już landy węglowe, chcące rekompensat za cel dekarbonizacji do 2038 r.), Pragą (Czechy są trzecim unijnym konsumentem węgla brunatnego) czy Atenami (kłopoty budżetowe Grecji będą wymagały kroplówki dla jej energetyki, która zużywa niewiele mniej węgla brunatnego od czeskiej).

Tymczasem, z technologicznego punktu widzenia, Polska nie jest na takie negocjacje gotowa – nie ma bowiem opracowanej strategii transformacji energetycznej, a to właśnie energetyka jest kluczowym sektorem dla klimatycznej neutralności. Los Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku jest niepewny – wspomniany już wyżej autor PEP2040, minister Krzysztof Tchórzewski, zniknął z rządu z całym swoim resortem. Jego działka została rozparcelowana; ostatnio bardzo aktywnie działa na niej minister Jadwiga Emilewicz, która 9 grudnia stwierdziła, że przedstawi pięć scenariuszy transformacji energetycznej Polski, które zawierają się w Krajowej Strategii Niskoemisyjnej. Jednakże na ten moment nie wiadomo, jakimi torami pójdzie polska energetyka – znane są tylko poszczególne wycinki, które muszą być zespolone w jedną, spójną całość. Prowadzenie gry z Brukselą bez uporządkowania własnego zaplecza i wytyczenia planu dekarbonizacji byłoby niezmiernie trudne – zwłaszcza, że obecny profil polskiej gospodarki praktycznie przekreśla możliwość osiągnięcia celu neutralności w terminie do 2050 roku.

O realności neutralności klimatycznej do 2050 roku dla Polski celnie napisał na swym blogu prof. Konrad Świrski. „Jeśli więc optujemy za szybkim podpisaniem konkluzji szczytu i bezwarunkową zgodą na propozycje UE to musimy od razu pokazać… zamknięcie wszystkich naszych elektrowni węglowych (a więc 80% elektrowni zawodowych, 74% ciepłownictwa) oraz także gazowych (więc i dodatkowe procenty). Cel jest oczywiście nieosiągalny w żadnym wypadku nawet przy prawie nieograniczonych środkach finansowych (które i tak nie wiadome jakie będą), bo nie da się takiej transformacji energy-mix zrobić w takim czasie (problem realności budowy i czasu budowy źródeł i przebudowy systemu)” – stwierdził.

Z analizy prof. Świrskiego wynika, że odstępstwo od celu neutralności jest dla strony polskiej logiczną konsekwencją obecnego stanu gospodarki. Pozostaje jednak pytanie, jak zareagują na to pozostałe państwa UE. Patrząc z tej perspektywy, z perspektywy nałożenia na Polskę niewykonalnego obowiązku, Warszawa ma przede wszystkim minimalizować straty własne i maksymalizować korzyści. Te zaś nie muszą być stricte finansowe – mogą dotyczyć m.in. doboru technologii. W toku dyskusji w Brukseli Polska, Czechy i Węgry zdołały obronić energetykę jądrową jako potencjalną opcję technologiczną dla transformacji energetycznej. To spore osiągnięcie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie antyatomowe zakusy unijnych potęg pokroju Niemiec.

Warszawa kupuje też czas na innej płaszczyźnie. W maju przyszłego roku Polskę czekają wybory prezydenckie, w których wystartuje obecnie urzędujący prezydent Andrzej Duda, wywodzący się z rządzącego obozu Prawa i Sprawiedliwości. Uzyskanie „rabatu klimatycznego” lub chociaż walka o niego będą niewątpliwym atutem dla gospodarza Belwederu, z kolei wszelkie porażki na tym polu przysłużą się jego wyborczym kontrkandydatom.

Polskę czekają miesiące trudnych negocjacji. Nie rozpoczynają się one źle – co prawda nie można mówić na razie o „rabacie klimatycznym”, ale zwrot „klimatyczny kredyt zaufania” wydaje się już na miejscu. Unia – której bardzo zależy na utrzymaniu prestiżowej pozycji światowego lidera ochrony klimatu – może udzielić Warszawie takiego kredytu, zwłaszcza, że w rozmowy ze strony polskiej zaangażowany będzie wyspecjalizowany resort pod kierownictwem doświadczonego polityka, Michała Kurtyki. Jednak próżno liczyć na szerokie ulgi. Polska gra na czas, próbując zwiększyć pulę kart atutowych poprzez złączenie dyskusji klimatycznych z finansowymi. Jak przebiegną te negocjacje – trudno powiedzieć, jednak obranie takiej strategii jest słuszne, gdyż kart z talii klimatu Warszawa nie ma zbyt wiele (a większość z nich to blotki). W tej niepewnej grze nie będzie łatwych rozdań, a Polska startuje z osłabionej wieloletnimi zaniedbaniami pozycji.

Można jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że czasy niefrasobliwości przy przeprowadzaniu transformacji energetycznej nad Wisłą skończyły się. Następny dokument, będący - podług wszelkich możliwości - mapą drogową do głębokiej dekarbonizacji, powinien być wdrażany z żelazną konsekwencją – zaniechania mogą być bowiem obłożone rozmaitymi mechanizmami sankcyjnymi ze strony unijnego prawa.

Reklama

Komentarze

    Reklama