Reklama

Górnictwo

Świrski: PEP 2040 to rewolucja, bez której grozi nam katastrofa [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Luty 2021 to wyjątkowy czas - wreszcie pojawiła się oficjalna Polityka Energetyczna Polski 2040. Sam PEP jest też wyjątkowy, bo po raz pierwszy w ciągu ostatniego dziesięciolecia został oficjalnie przyjęty strategiczny dokument, którego założenia mają kompletnie zmienić polski sektor energetyczny. Same szczegóły będą na pewno długo dyskutowane przez ekspertów kiedy po publikacji w rządowych periodykach trafi do nich finalny dokument (liczący podobno 104 strony). Natomiast sam główny przekaz, choć znany już od kilku miesięcy z prezentacji Ministerstwa Klimatu i Środowiska – ma wydźwięk rewolucyjny. 

Trudne decyzje zostały oficjalnie potwierdzone przez Radę Ministrów. W kolejnych latach nastąpi szybkie odejście od węgla w energetyce zawodowej, transformacja w kierunku dużych udziałów energetyki odnawialnej oraz redukcja „udziału” węgla w ciepłownictwie i ogrzewaniu domów. Wszystko to z oczywistym bagażem niekoniecznie pozytywnych skutków – zwiększeniem importu gazu i ropy naftowej, prawdopodobnie także i dużym importem samej energii elektrycznej, obniżeniem wskaźników bezpieczeństwa energetycznego, ale przede wszystkim wielkim kosztem niezbędnych inwestycji, rosnącymi kosztami samej energii dla wszystkich oraz ogromnymi problemami społecznymi – wynikającymi z definitywnego zamknięcia kopalń.

Reklama
Reklama

Tak naprawdę ten rewolucyjny PEP to sam wierzchołek góry lodowej, bo rzeczywistość może stać się jeszcze bardziej skomplikowana. Polityka europejska w zakresie dekarbonizacji tylko się zaostrza, nowe cele przyjęte w 2020 już powodują, że niektóre ścieżki transformacji z PEP stają się nieaktualne (a na pewno w zakresie węgla można patrzeć tylko na wariant pesymistyczny), ceny CO2 rosną szybciej niż zakładano (dziś już 38 euro za tonę, czyli więcej niż ścieżka zakładana w PEP), a nacisk na zwiększone ceny energii będzie ograniczał karencyjność przemysłu. W zasadzie należy odbierać PEP jako „lepszą wersję rzeczywistości”, bo można spodziewać się tylko gorszego.

Można oczywiście dywagować i oceniać sam dokument –wydarzenia, które nastąpiły, w sposób ekspercki komentować może każdy. O wiele ciekawsze jest prognozowanie co będzie dalej. Tu niestety rokowania są raczej pesymistyczne. Przyjęcie obecnego PEP już powoduje narastający konflikt – w końcu jego założenia są sprzeczne (i tu raczej nie do pogodzenia) ze stanowiskiem górniczych związków zawodowych - właśnie teraz w czasie negocjowania „umowy społecznej” prowadzącej do zamykania kopalń.  Najprostszy przykład – górnicze marzenia o nowych „czystych” technologiach węglowych i budowie bloków IGCC albo nawet o powrocie do „węglowej” Ostrołęki – w żaden sposób nie pasują do szybkiej ścieżki całkowitego odchodzenia od węgla (i w żaden sposób nie są do pogodzenia z europejską wykładnią polityki klimatycznej). PEP spowodował zresztą pęknięcie w samym rządzie – czytając informacje z telewizyjnych pasków informacyjnych widać ze stanowisko Rady Ministrów nie było jednomyślne – jedna z partii koalicyjnych – jest zdecydowanie przeciw. Przyjęcie dokumentu to jedno – natomiast samo wdrożenia (realne) PEP to coś w rodzaju „mission impossible” w obecnych warunkach politycznych.

Co będzie dalej? W samym sensie rewolucji technologicznej i przyszłości energetycznej Europy – sprawa jest już przesądzona i od drogi nakreślonej w PEP (a może nawet jeszcze trudniejszej) nie ma odwrotu.  Polska może tylko z bólem liczyć ogromne koszty i łagodzić je funduszami pomocowymi oraz jednocześnie wejść w inny sposób konkurowania na rynkach światowych – gdzie będzie jeszcze bardziej konkurencyjnie i gdzie trzeba będzie szukać nowych rozwiązań. Na pewno  na tej drodze będą nam towarzyszyć wielkie protesty i wielkie koszty zarówno finansowe, jak i związane z transformacją całych sektorów (a więc i bankructwa jak i bezrobocie). Jest oczywiście i alternatywna droga, która jak widać będzie opcją części polityków – próba zatrzymania zmian, obrony „polskiego węgla”,  odwrócenie od polityki europejskiej (a nawet kierowanie przeciw niej gniewu i protestów jako sprawczyni problemów społecznych). To także oczywiście wejście na pobocze ekonomicznej i politycznej Europy oraz zamykanie się na coraz bardziej ograniczonym podwórku. To chwilowa obrona części przemysłu, który straci konkurencyjność w UE i liczenie na jakieś globalne zmiany, które nie wiadomo jak miałyby nastąpić.

Decyzja oczywiście należy do nas – w końcu każdy ma prawo wybrać własną drogę.

prof. Konrad Świrski

Reklama

Komentarze

    Reklama