Reklama

Klimat

UE planuje wprowadzić uprawnienia do emisji CO2 dla transportu i budownictwa [KOMENTARZ]

Fot. Canva
Fot. Canva

W ostatnich miesiącach na ustach wszystkich jest niepokojąca kwestia wysokich cen do uprawnień do emisji CO2, która wzrosła powyżej 50 euro. Jeśli ktoś myślał, że gorzej być nie może to prawdopodobnie się myli – KE pracuje nad nowymi uprawnieniami, tym razem dla transportu. 

Właściwie chodzi o zmianę systemu handlu uprawnieniami EU ETS. Na początku lipca portal euractiv.com poinformował, że dotarł do informacji o kształcie zmian jakie zaproponuje Komisja Europejska.

"Zmieniony system handlu uprawnieniami do emisji będzie centralnym elementem szerszego pakietu dwunastu unijnych przepisów dotyczących energii i klimatu, które Komisja Europejska przedstawi 14 lipca" – podał portal.

W projekcie podkreślono, że „ETS jest podstawowym instrumentem pomagającym UE osiągnąć zwiększony cel na 2030 r.”. Chodzi o zmianę jeśli chodzi o cel redukcji emisji w 2030 r. w stosunku do 1990 r. Niedawno kraje UE zdecydowały o zwiększeniu tego celu z 40% do 55%.

Podchodząc do emisji z transportu unijni i państwowi decydenci chcą uniknąć błędów, które stały się udziałem uprawnień funkcjonujących obecnie a obejmujących przemysł i energetykę. 

Reforma ETS zakłada jednak zwiększenie liniowego współczynnika redukcji z 1,74% do 3,1%. W obecnej formie program ustala cenę za każdą tonę CO2 wyemitowaną przez sektor energii elektrycznej, loty wewnątrz UE, a także duże gałęzie przemysłu energochłonnego, takie jak stal i chemikalia.

Teraz Komisja chce rozszerzyć system na transport morski oraz emisje drogowe i budowlane, które byłyby traktowane w "dodatkowym systemie handlu uprawnieniami do emisji".

"Zakres obejmujący tylko budynki i transport drogowy przynosi wyraźne korzyści pod względem efektywności ekonomicznej w porównaniu z rozszerzeniem na wszystkie spalanie paliw kopalnych" — czytamy w podsumowaniu analizy kosztów i korzyści towarzyszącej wnioskowi Komisji.

"Wiele domów jest nadal ogrzewanych przestarzałymi systemami, które wykorzystują zanieczyszczające paliwa kopalne, takie jak węgiel i ropa" - pisze Komisja, uzasadniając rozszerzenie programu na budynki.

Jeśli chodzi o emisje ze statków, "preferowaną opcją byłoby włączenie sektora transportu morskiego do istniejącego EU ETS" – czytamy również w projekcie dokumentu.

Zgodnie z projektem propozycji, „co najmniej 50%” dochodów generowanych przez transport i budynki ETS musiałoby być redystrybuowane do gospodarstw domowych o niskich dochodach.

Kraje UE mają jednak swobodę decydowania o tym, jak wykorzystać pieniądze wygenerowane przez program, bez gwarancji, że ubogie gospodarstwa domowe otrzymają wsparcie zarówno na potrzeby ogrzewania, jak i transportu.

Na razie te zapisy nie mają formy konkretnych rozwiązań prawnych, więc jeszcze wiele może się zmienić.

Fundusz

Zapisy o „ubogich gospodarstwach domowych” nie są przypadkowe. Propozycje rozszerzenia systemu o transport i budynki spotkał się z opozycją w UE. Główna argumentacja jest taka, że właśnie ci najubożsi, jak to się często zdarza, zapłacą za te nowe obciążenia.

Ma powstać specjalny fundusz na te cele, bez którego zapewne reforma ETS nie miałaby szansy przejść. Stworzyć fundusz z poziomu KE nie jest może bardzo trudno, znacznie trudniejsze jest efektywne wykorzystanie środków. Na razie nowe ceny za emisję mają być takie same dla wszystkich krajów członkowskich, choć trudno sobie wyobrazić, że poziom obciążeń dostosowany do gospodarstwa domowego w Rumunii będzie równie zniechęcający do emitowania CO2 co dla takiego gospodarstwa w Norwegii.

Komisja ma intencje utrzymania cen nowych uprawnień możliwie nisko, ale to z kolei może sprawić, że nie zbierze wystarczających środków na wspomniany fundusz. Można również przetransferować środki z głównego systemu ETS, w którym cena jednostki sięga prawie 60 euro. Z drugiej jednak strony KE zależy na tym, aby istniejący, główny system był oddzielny od nowego dla transportu i budownictwa.

„Jest jeszcze inna opcja: co by było, gdyby ceny emisji dwutlenku węgla w budynkach i transporcie były ustalane dla poszczególnych krajów, biorąc pod uwagę PKB na mieszkańca? Jest to powszechna praktyka w przypadku innych propozycji. Przychody byłyby wyższe. Proces zbierania pieniędzy byłby sprawiedliwszy. A jeśli dostęp do funduszu jest uzależniony od spełnienia bardziej ambitnych norm w zakresie renowacji budynków lub emisji samochodów, można mieć naprawdę skuteczną i sprawiedliwą politykę – wystarczającą również do złagodzenia antybrukselskiego przesłania. Jednak kluczowym słowem jest tutaj „mógłby”. Ceny uprawnień do emisji wydają się symbolizować całe napięcie między upragnioną prostotą działań na rzecz klimatu a ich rzeczywistą złożonością. Zakłada, że ludzie będą racjonalnie reagować na sygnały cenowe, ale nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii zdobywa się za udowodnienie, że tak nie jest” – pisze dla euractiv.com Brook Riley, brukselski lobbysta duńskiej spółki budowlanej Rockwool Group. 

Krytyka

Skąd dochodzi krytyka nowego ETS? Można powiedzieć, że z unijnego mainstreamu. Eurodeputowany „La Republique en Marche”, czyli ugrupowania Emmanuela Macrona, Pascal Canfin, stwierdził, że nowe opłaty od transportu i budynków to "polityczne samobójstwo".

"Nie popełnijmy błędu rozszerzania rynku emisji dwutlenku węgla o ogrzewanie i paliwo. Doświadczyliśmy tego we Francji, dało nam to żółte kamizelki" – grzmiał Canfinw czerwcu  po tym, jak Parlament Europejski uchwalił ustawę klimatyczną UE. "Oczekiwana redukcja w sektorze transportu drogowego dzięki temu środkowi wynosi 3%, co jest o wiele mniej niż wpływ norm" – dodał.

W podobnym tonie zresztą wypowiadał się wiceminister klimatu i środowiska Adam Guiborge-Czetwertyński. "Wydaje się, że Komisja dokonuje wyboru opodatkowania biedniejszych gospodarstw domowych" - powiedział polski polityk. 

"Myślę, że politycznie jest to błąd i powinniśmy raczej szukać innych opcji osiągnięcia naszych celów, które byłyby bardziej efektywne pod względem redukcji, i które mogłyby wygenerować mniej problematyczne ze społecznego punktu widzenia" – dodał.

Węglowy podatek graniczny

Komisja jednak nie zatrzymuje się na samym transporcie i budownictwie. Jak wiadomo, europejski przemysł jest obciążony choćby wspomnianymi zakupami uprawnień do emisji. Na terenie UE działają również spółki spoza wspólnoty, które nie mają podobnych obciążeń, albo są one mniejsze niż w UE. Chodzi głównie o hutnictwo i energetykę. Bruksela zamierza nałożyć Carbon Border Adjustment Mechanism (CBAM) na obce podmioty, aby wyrównać szanse przemysłu europejskiego i np. chińskiego działającego na terenie UE. 

Ponadto to, wraz ze wzrostem kosztów dla przemysłu, KE (i nie tylko ona) spodziewa się ucieczki spółek poza granice UE. CBAM ma również pomóc w pozostaniu tych podmiotów w UE.

"Carbon Border Adjustment Mechanism (CBAM) powinien być alternatywą dla swobodnego przydziału uprawnień do emisji w celu przeciwdziałania ryzyku ucieczki emisji" - czytamy w wyciekłej propozycji systemu ETS. Sektory przemysłowe objęte nowym środkiem "nie powinny otrzymywać bezpłatnych przydziałów" - dodano. KE ewidentnie zależy na uniknięciu podwójnej opłaty w tym wypadku.

Projekt nie mówi jednak, kiedy darmowy przydział powinien zostać wycofany, pozostawiając decyzję państwom członkowskim UE i Parlamentowi Europejskiemu, które również uczestniczyły w kreacji projektu.

Na początku tego roku Parlament zagłosował za utrzymaniem darmowych kwot CO2 dla branż objętych nadchodzącą unijną opłatą graniczną od emisji dwutlenku węgla. Poprawka została poparta przez stowarzyszenia przemysłowe, w tym grupę stalową Eurofer, stowarzyszenie chemiczne CEFIC, stowarzyszenie cementowe Cembureau i Fertilizers Europe, które zwróciły się do ustawodawców, aby zapewnić, że polityka UE dotycząca granic węglowych "współistniała z obecnym systemem bezpłatnego przydziału".

Klimatyczne przyparcie do ściany

Możemy narzekać i wskazywać na zagrożenia związane zwiększaniem się kosztów wszelkich podmiotów, które emitują CO2, od wielkich spółek energetycznych do pojedynczych samochodów osobowych (w jakiejkolwiek formie uprawnienia do emisji będą egzekwowane). Trend jest jednak wyraźny i kwestie redukcji emisji oraz dążenia do neutralności klimatycznej jest priorytetem Brukseli. Pojawiają się tam pomysły radykalne, z które z pewnością należy studzić. Wdrażanie prawa, którego egzekucja nie będzie realna do wykonania, też przecież nie ma sensu. Warto jednak, aby do polskich elit w większym stopniu dotarła wiadomość, że urzędnicy w Brukseli nieustannie będą proponować nowe rozwiązania, które mają na celu redukcję emisji. Te już istniejące generują dla Polski ogromne koszty. A nadchodzą nowe, które prędzej czy później, w takiej czy innej formie, będą obowiązywać na terenie Unii Europejskiej.

Reklama

Komentarze

    Reklama