Analizy i komentarze
Nord Stream 2. Gazociąg, który pomógł Rosji w wojnie [ANALIZA]
Nord Stream 2 to nie tylko gazociąg – to potężny projekt geopolityczny, który otworzył Rosji drogę do pełnoskalowej inwazji na Ukrainę.
Przez lata Nord Stream 2 był przedstawiany jako prywatne przedsięwzięcie spółek, które wzmocni bezpieczeństwo energetyczne Europy. Podbałtycki gazociąg, łączący Rosję i Niemcy, będący bliźniakiem działającego od 2012 roku Nord Stream, miał dać odbiorcom na Starym Kontynencie 55 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Jednakże życie brutalnie zweryfikowało tę narrację – jak się bowiem okazało, Nord Stream 2 był jednym z kluczowych elementów rosyjskiej układanki geopolitycznej, która miała przearanżować szlaki dostaw gazu w Europie i otworzyć tym samym drogę do inwazji na Ukrainę.
Historia budowy podbałtyckiej trasy dostaw gazu z Rosji do Niemiec sięga końcówki lat 90. XX wieku. Jednakże dla pełnego jej zrozumienia trzeba cofnąć się jeszcze wcześniej, do upadku ZSRS. Wtedy też narodziła się tzw. doktryna Falina-Kwicińskiego, która głosiła, że wpływy militarne Sowietów w Europie zostaną – po upadku Związku – zastąpione wpływami energetycznymi, zasadzonymi nie tylko na samych dostawach surowców, ale też na kwestiach infrastrukturalnych. Realizując tę doktrynę Rosjanie zaczęli przejmować na własność europejskie magazyny surowców, rurociągi oraz rearanżować geopolitycznie szlaki dostaw paliw.
Magistrala Nord Stream jest właśnie taką rearanżacją dróg tranzytowych dla gazu płynącego z Rosji. Z punktu widzenia ekonomii, projekt dwóch potężnych podmorskich gazociągów o łącznej przepustowości 110 mld m3 rocznie w ogóle nie powinien powstać. Znacznie taniej, szybciej i prościej można było rozbudować istniejące lądowe szlaki, które zresztą nie były wykorzystywane w pełni, a jedynie w ok. 70% (dane za 2016 rok, obecne wykorzystanie jest jeszcze niższe). Jednakże względy gospodarcze nigdy nie stały za rosyjskim podejściem do Nord Streamów.
Czytaj też
Biegnące po dnie Bałtyku rury miały pełnić przede wszystkim funkcję geopolityczną. Służą głównie ominięciu Ukrainy, tworząc alternatywę dla dostaw gazu realizowanych przez ten kraj (Ukraina to główna trasa dostaw rosyjskiego błękitnego paliwa na Zachód). Budowa obu Nord Streamów umożliwia przekierowanie surowca tłoczonego przez ukraińskie terytorium właśnie na Bałtyk. W takiej sytuacji Ukraina traci nie tylko dochody z tytułu opłat przesyłowych (ok. 2 mld dolarów rocznie), ale też i status kraju tranzytowego, czyli bardzo ważny atut geopolityczny. Przesył gazu może zostać bowiem wykorzystany jako swoisty bezpiecznik – w krytycznej sytuacji (np. podczas głębokiej defensywy) Ukraińcy mogą wstrzymać pompowanie gazu na Zachód i w ten sposób błyskawicznie zwrócić na siebie uwagę całej Europy, która – pozbawiona kluczowego zasobu – będzie musiała interweniować. Odebranie statusu kraju tranzytowego to de facto odebranie jednej z najskuteczniejszych linii obrony, a więc rozwiązuje Rosji ręce do głębokiej agresji na Ukrainę.
Pierwszy gazociąg Nord Stream działa od 2012 roku, lecz jego przepustowość jest zbyt mała, by przyjąć tranzyt z Ukrainy. Drugi wciąż nie został uruchomiony – ale został ukończony i zatłoczony gazem technicznym, czeka wyłącznie na certyfikację. Jest zatem w stanie przesyłać gaz na Zachód – wymaga jedynie dokończenia procedur. Już taka sytuacja jest dla Rosji komfortowa. Europa ma bowiem do dyspozycji alternatywę dla dostaw gazu względem szlaku ukraińskiego. Moskwa może zatem postawić Europejczyków pod ścianą i powiedzieć: albo otwieracie Nord Stream 2, albo nie dostaniecie gazu.
Możliwość gazowego ominięcia Ukrainy to jeden z istotnych czynników, który Rosjanie z pewnością brali pod uwagę szykując plany swej zbrodniczej inwazji na ten kraj. Warto pamiętać o tym dyskutując o kolejnych europejskich sankcjach – powinny one ostatecznie pogrzebać ten projekt.
podajnik
Nie wspomnieć słowem o polskich działaniach z czasów pis 1 i pis 2 na rzecz zablokowania NS2 to nietakt. Zablokowania nie na złość tylko by uniknąć wojny.