Reklama

Atom

Héjj: Węgry budują Rosji energetyczne przyczółki w UE. Paks to przykład [WYWIAD]

Fot.: Kremlin.ru
Fot.: Kremlin.ru

Polityka energetyczna Węgier od lat dąży do uzależnienia od Rosji i polega m.in. na budowaniu jej kolejnych przyczółków w regionie. Z jednej strony chodzi o dostawy gazu, z drugiej o współpracę na polu atomu. Przykładem tego jest historia rozbudowy elektrowni jądrowej Paks - mówi Dominik Héjj.

Jakub Wiech: Czym dla Węgier jest elektrownia jądrowa w Paks i jej rozbudowa?

Dominik Héjj: Jej rozbudowa to bez wątpienia bardzo istotny temat, z jednej strony polityczny, bo Fidesz i Viktor Orbán postawili na tę jednostkę wszystko, jeśli chodzi o plany transformacji energetycznej. Mamy tu również aspekt zbliżenia z Rosją. Ale jest też wymiar dosłownie energetyczny dylemat polegający na tym, że jeżeli nie uda się wybudować w odpowiednim czasie odpowiednich dodatkowych mocy w tej jednostce, która odpowiada za ok. 50% węgierskiej produkcji prądu, to na Węgrzech wystąpi deficyt energii elektrycznej. I nie widać tu żadnej alternatywy. Takich ilości energii nie da się łatwo importować.

Na jakim etapie są prace w Paks?

Są na etapie kuriozalnym - zgodnie z pierwotnymi planami, budowa już dawno miała ruszyć, a tymczasem okazało się, że nie prowadzi się tam żadnych prac. W międzyczasie zmienił się minister odpowiedzialny za to przedsięwzięcie. Jak wiemy dzisiaj, Attila Aszódi był przeciwnikiem rozluźnienia harmonogramu prac, jego następca nie kontynuował tego sprzeciwu. Jak dowiadujemy się w ostatnich dniach, węgierski rząd wykorzystując oprogramowanie Pegazus śledził ministra Aszódiego, co wynika ze śledztwa dziennikarskiego. To pokazuje znaczenie tej inwestycji. Obecne opóźnienie szacuję na ok. 4 lata. To moje obliczenia, gdyż węgierskie władze się do tego nie przyznają. Niemiej, gdy startowałem z moim portalem w 2015 roku, to wtedy snuto plany i wizje, że być może w lutym 2018 roku Władimir Putin osobiście przyjedzie do Paks, by wkopać kamień węgielny pod dwa nowe reaktory. Tak się jednak nie stało. Teraz na placu budowy stoją kontenery, ale właściwe prace wciąż nie ruszyły.  W czerwcu, w trakcie Forum Ekonomicznego w Sankt Petersburgu z ust ministra Szijjártó po spotkaniu z szefostwem Rosatomu padły deklaracje, że właściwe prace na budowie rozpoczną się w tym roku.

To skąd dokładnie te 4 lata opóźnienia?

Obecnie mamy co najmniej 3 lata opóźnienia – jednakże, na stole leży jeszcze formalność w postaci zgody na budowę, która jest nierozstrzygnięta. Wszystkie dokumenty zostały już przedłożone, ale to są tysiące stron, to wszystko trzeba przeanalizować. Trzeba zatem doliczyć kilkanaście miesięcy. Jak na razie na placu budowy stoją tylko kontenery mieszczące biuro i pokoje dla pracowników.

Jak została podjęta decyzja o rozbudowie tej elektrowni?

Trzeba się cofnąć najpierw do 2003 roku, kiedy w kwietniu doszło do poważnego wypadku, który doprowadził do wyłączenia jednego z reaktorów na jeden rok. Rozgorzała wówczas dyskusja nad przyszłością Paks. Później mniejszych awarii było jeszcze kilka, aż przyszedł rok 2009. Wtedy jeszcze na Węgrzech rządzili poprzednicy Viktora Orbána, ale było już wiadomo, że wygra on wybory. Wtedy też parlament przegłosowuje ostatnie wydłużenie pracy reaktorów jądrowych w Paks na okres 20 lat, z koniecznością ich wyłączenia między rokiem 2032 a 2037. Następnie do władzy dochodzi Fidesz. I zaczynają się dziać rzeczy niespodziewane, gdyż wtedy wydawało się, że partia Orbána nie będzie miała żadnych związków z Rosjanami.  Jej sztandarowym projektem było przecież odkupienie MOL-u, czyli węgierskiego Orlenu od Rosjan. Ludzie Orbána bardzo głośno krytykowali też wyprzedaż majątku narodowego, której odpuścili się ich poprzednicy. A tymczasem okazało się właśnie – wiemy to z materiału Direct 36 - że już od 2009 roku Viktor Orbána prowadzi bezpośrednie rozmowy z Kremlem w sprawie tego, żeby Rosatom wszedł na budowy w Paks. Co ciekawe, materiały te zostały utajnione na 30 lat, dopiero Komisja Europejska nakazała ich ujawnienie. Odtajniono kilkaset stron, ale większość jest dokumentowane. Z tych dokumentów wiemy, że eksperci doradzający przyszłemu premierowi mówili jasno, żeby nie iść w stronę Rosatomu, że to się nie opłaca finansowo, ekonomicznie też pod względem kredytu. Ale Orbán postawił na to, żeby to byli jednak Rosjanie, choć zgłaszali się m.in. Francuzi czy Amerykanie.

image

 Reklama

Czyli Orbán pozwolił Rosjanom zbudować energetyczny przyczółek w Unii Europejskiej?

Tak. Kiedy mowa jest teraz o strategii energetycznej Węgier, o tym, że Węgry mają funkcjonować w ramach Zielonego Ładu, że już powiedziano, że od 2030 go roku nie będzie tam węgla brunatnego, to pierwszą reakcją jest fascynacja. Ale gdy spojrzy się na liczby i zapowiedzi m.in. ministra energii, to można tam znaleźć, że istotną częścią tej transformacji będzie gaz. A skąd ten gaz? Tu znów można przywołać petersburskie Forum Ekonomiczne i słowa ministra Szijjártó, który mówił o tym, że przyleciał do Peterburga, żeby podpisać nową 15-letnią umowę gazową z Gazpromem i że inwestycja w Paks jest potrzebna. Teza, którą stawiam brzmi następująco: przykład Węgier pokazuje, że bez Rosji nie da się zrealizować planów Europejskiego Zielonego Ładu. Chcąc wywiązać się z unijnych zobowiązań, trzeba zwiększać wpływy rosyjskie w regionie. To spojrzenie z perspektywy Węgier, bez znaczenia dla osobistej opinii. Paradoksalnie wyśrubowane wskaźniki, jakie mają spełnić unijne kraje sprzyjają zwiększaniu aktywności rosyjskiej w regionie. Z węgierskiej perspektywy to dobra sytuacja.

…a Węgrzy nawet i bez EZŁ są na rosyjską energetykę bardzo otwarci.

Jeszcze w 2018 roku Viktor Orban w zapowiadał, że chciałby przekonać Władimira Putina do tego, by Węgry zostały dopisane do jednego z państw, przez które przejdzie Gazociąg Południowy. Rok później, podczas rewizyty, Putin powiedział, że mając na uwadze bliskie relacje węgiersko-rosyjskie zostanie wybudowany gazociąg też przez terytorium Węgier. Z kolei w 2019 roku zakontraktowano zwiększenie dostaw gazu od strony zachodniej, czyli od Austrii, mówiąc wprost, że gazociąg, który będzie szedł z tamtej strony to będzie Nord Stream 2.

A jak na Paks patrzy węgierska opinia publiczna?

Myślę, że większość zdaje sobie sprawę z tego, że elektrownia jądrowa jest filarem systemu energetycznego, natomiast rośnie coraz większe niezadowolenie w sprawie tej inwestycji. Tutaj nie chodzi nawet o to, że robią Rosjanie to, ale też o to, jak drogi jest. Mimo, że w puli finansowania jest 10 miliardów euro, to Węgry bardzo szybko spłaciły sporą część tego kredytu. Nie opłaca się go utrzymywać, ale trzeba płacić za linię kredytową, za to, że ona jest otwarta. Spora część odbiorców twierdzi, że można było spokojnie zbudować to zaplecze energetyczne Węgier do 2050 roku w największej mierze na odnawialnych źródłach energii. Węgrzy stawiają głównie na fotowoltaikę i geotermię. Co ciekawe, nie wydają zgody na budowę elektrowni wiatrowych. 

Ale Paks to przecież 50% węgierskiej produkcji prądu. Część z jej działających reaktorów ma być wyłączona, Pan wskazuje, że projekt rozbudowy ma opóźnienie. Czy Węgrom może braknąć energii?

To jest najbardziej katastroficzna wersja możliwych wypadków. Mówiąc wprost, to jest coś przed czym węgierskie władze przestrzegają wskazując, że trzeba przyśpieszyć z budową, że trzeba narodowej zgody na prace w Paks. Ale pojawia się też opozycja – dajmy na to w Parlamencie Europejskim, w osobie konkretnego eurodeputowanego Jávora Benedeka i Partii Zielonych. Wskazywali oni na to, że rozbudowa elektrowni atomowej patrz jest już teraz nieopłacalna.

Czy zatem projekt jest jakkolwiek zagrożony?

Spójrzmy na fakty: polityk, którego można byłoby określić niemal mianem rzecznika rosyjskiej energetyki w regionie, czyli węgierski minister spraw zagranicznych Szijjártó, minister energii oraz minister obecnie odpowiedzialny za projekt jednogłośnie mówią, że jeżeli nie będą przyspieszone, to będzie to miało bardzo złe konsekwencje i rząd nie będzie dalej w stanie chronić rynku energii. Warto zaznaczyć, że tańszą energię od Węgrów w UE mają tylko Bułgarzy, ale to wynika właśnie z tych mechanizmów ochrony rynku, z kontroli cen. Mamy więc narrację, że jeśli Paks nie zostanie rozbudowana w terminie, to Węgry czeka katastrofa.

Jaka jest zatem przyszłość tej elektrowni?

To trochę wróżenie z fusów, ale wydaje mi się, że Paks zostanie wybudowana za wszelką cenę. Natomiast ostateczny koszt jej realizacji może być znacznie wyższy. Ponadto, on będzie poza kontrolą instytucji unijnych - w związku z tym, Węgry nie czekają za to żadne kary. Niemniej, to tylko element polityki Węgier, która w pełni dąży do uzależnienia energetycznego od Rosji i polega m.in. na budowaniu jej kolejnych przyczółków w regionie.

Reklama

Komentarze

    Reklama