Reklama

Gaz

Angela Merkel i cień ponurego Wschodu [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

W ciągu ostatnich dni Angela Merkel złożyła wizyty w Rosji i na Ukrainie. Podróże te mogą być symbolami fatalnej dla Europy polityki wschodniej niemieckiej kanclerz.

Hier kommt die Sonne

Kiedy w 2005 roku Angela Merkel, ówczesna kandydatka chadeków na urząd kanclerza Niemiec, odwiedziła Warszawę, media nie kryły nadziej związanych z jej potencjalnym wpływem na niemiecką politykę wschodnią. Rządy energicznej Merkel miały być okresem partnerstwa polsko-niemieckiego w kontaktach z Rosją, miały przynieść kres relacjom Berlin-Moskwa nawiązywanym ponad głowami Polaków, miały pokazać, że Warszawa, od niedawna jedna ze stolic państw członkowskich Unii Europejskiej, znalazła się w gronie partnerów i przyjaciół, tworzących przeciwwagę dla rosyjskich wpływów. Pojawiały się nawet sugestie, że podczas każdej podróży do Rosji Angela Merkel odwiedzi również Polskę – by dać do zrozumienia, że działa wspólnie z Polakami, a nie przeciw nim. Nie trzeba było długo czekać, by te – pobożne już od początku – życzenia zniknęły jak sen jakiś złoty. Ich miejsce zastąpiła twarda polityka realna, robiona przez Merkel bez względu na głosy i losy partnerów Niemiec z UE oraz spoza niej. Ostatnim akordem polityki wschodniej niemieckiej kanclerz są dwie wyprawy pożegnalne – do Moskwy i Kijowa.

Ist doch die schönste Stadt der Welt

Merkel w Moskwie jawi się jako wspaniała alegoria polityki, jaką RFN pod jej rządami prowadziła względem Rosji. Podczas spotkania z prezydentem Putinem niemiecka kanclerz kładła potężny nacisk na potrzebę dialogu, starała się pokazać, że poprzez kontakty z Kremlem uda się „oswoić” jego gospodarza i zbliżyć jego kraj do europejskich standardów. Wszytko to jak krew w piach - Putin nie tylko nie zmienił swojej retoryki, ale nawet podbił stawkę, sugerując, że utrzymanie tranzytu gazu przez Ukrainę po 2024 roku (czyli po wygaśnięciu zawartej w 2019 roku umowy tranzytowej z Kijowem) zależy od tego, jaki wolumen błękitnego paliwa zakupią europejscy partnerzy Gazpromu. Innymi słowy mówiąc: prezydent Rosji znalazł sobie dogodną furtkę do uniknięcia jakiejkolwiek odpowiedzialności za losy ukraińskiego tranzytu, w zasadzie obojętnie od tego, jak zareaguje Zachód, bo przecież zawsze można powiedzieć, że Europa kupiła za mało gazu. Na nic zdały się również apele Angeli Merkel w sprawie Aleksieja Nawalnego, który wciąż przebywa w rosyjskim więzieniu – Putin odparł, że wyrok dla opozycjonisty nie ma związku z polityką.

Podróż niemieckiej kanclerz do Moskwy odbyła się w cieniu sprawy gazociągu Nord Stream 2, który – według informacji medialnych – miał być ukończony w poniedziałek 23 sierpnia, czyli w rocznicę paktu Ribbentrop-Mołotow. Rosjanie najprawdopodobniej nie dadzą rady ułożyć brakujących kilometrów rury w tym terminie, niemniej, ukończenie projektu jest w zasadzie przesądzone. Przywódcy Niemiec i Rosji nie poruszyli żadnego konkretu dotyczącego gazociągu Nord Stream 2, choć kanclerz Merkel podniosła sprawę tego połączenia wskazując, że jest to „projekt europejski”, co było dość żenującą próbą kontynuacji dawno skompromitowanej linii narracyjnej rozmywającej odpowiedzialność RFN za powstanie gazociągu. Co ciekawe, podczas gdy niemiecka kanclerz bawiła w Moskwie, Waszyngton zdecydował się nałożyć nowe sankcje na osoby i podmioty związane z Nord Stream 2, ale instrumenty te – w takim kształcie, w jakim zostały wprowadzone - nie odgrywają obecnie praktycznie żadnej roli.

image

 Reklama

Wizytę Angeli Merkel w Moskwie podsumować można zwięźle: szkoda Zachodu.

Deutschland, deine Liebe ist Fluch und Segen

Spotkanie niemieckiej kanclerz z Władimirem Putinem zostało zapowiedziane z tygodniowym wyprzedzeniem, w momencie, w którym było wiadomo, że Angela Merkel odwiedzi Ukrainę. Przyjęta przez nią kolejność (najpierw Moskwa, potem Kijów) może być odebrana jako policzek dla ukraińskiego partnera RFN. Kolejnym – bo Niemcy, czyli państwo, na którym po 2014 roku Ukraina oparła w dużej mierze swoją politykę zagraniczną, w ciągu ostatnich 7 lat dobitnie pokazywały, że lekceważą bezpieczeństwo wschodniego sąsiada Polski.

Spotkanie z prezydentem Zełenskim było dla Angeli Merkel okazją do powtórzenia frazesów dotyczących niemieckich gwarancji w kwestii zagwarantowania kontynuacji tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę po 2024 roku. Niestety, kanclerz RFN nie wymieniła ani jednego narzędzia, które umożliwiłoby wywarcie wpływu na Rosję (warto przypomnieć w tym momencie przywołane wyżej słowa Władimira Putina o przesyle po 2024 roku).

Podczas wizyty szefowa niemieckiego rządu starała się uspokoić ukraińskie obawy względem uruchomienia gazociągu Nord Stream 2. Powiedziała m.in.: „Niemcy i USA są jednomyślne w sprawie tego, że Rosja nie może używać gazu jako broni”. Słowa te są słabą próbą ukrycia tego, że Moskwa już teraz używa błękitnego paliwa jako broni - no, może nie tyle samego gazu, co jego tras przesyłowych, które dzięki Nord Stream i Nord Stream 2 zostały przebudowane tak, by wystawić Europę Wschodnią na dalszą agresję Rosji, a Europę Środkową - na ekonomiczny łup dla Niemiec.

Warto zauważyć, że jednym z najbardziej kontrowersyjnych punktów amerykańsko-niemieckiego porozumienia ws. Nord Stream 2 było to, że gaz tłoczony tą rurą z Rosji może być użyty jako broń. W rzeczywistości Nord Stream 2 to broń sama w sobie - to połączenie po prostu działając już szkodzi Europie zgodnie z zamysłem geopolitycznym Moskwy. Tego jednak kanclerz Merkel zauważyć nie chce.

W trakcie spotkania z prezydentem Zełenskim poruszono kwestię niemieckich inwestycji w ukraiński przemysł wodorowy. Jest to postrzegane jako rekompensata dla Ukrainy za straty spowodowane uruchomieniem Nord Stream 2.

Ohne dich

Czy prowadzona przez Angelę Merkel polityka wschodnia przysłużyła się Niemcom? Oczywiście. RFN zyskała – dzięki gazociągom Nord Stream oraz Nord Stream 2 – możliwość budowy centralnego europejskiego hubu gazowego, działającego jako komis dla rosyjskiego gazu. Tym samym, Niemcy wzmocniły swoją pozycję gospodarczą i polityczną na mapie Europy.

Ale w długiej perspektywie działalność niemieckiej kanclerz może mieć przerażające konsekwencje. Uzależnianie Unii Europejskiej od rosyjskiego gazu i otwieranie Moskwie (poprzez przebudowę szlaków dostaw gazu) drzwi do dalszej agresji na Ukrainę lub zwiększenie presji na Białoruś (będącą również krajem tranzytowym) to nic innego jak gra na niekorzyść Zachodu, na niekorzyść UE. Rosja na pewno będzie miło wspominać czasy Angeli Merkel. Nie była ona wybitnie prorosyjskim kanclerzem – niemniej, kształt prowadzonej przez nią polityki wschodniej wystarczył, by największe zagrożenie geopolityczne Europy, czyli reżim rządzący Kremlem, osiągnął swoje cele na zachodnim teatrze działań i pozostał bezkarny. To właśnie jest bagaż, z jakim Angela Merkel będzie szła na swą polityczną emeryturę.

Reklama

Komentarze

    Reklama