Reklama

Gaz

„Gazowy poker” wokół Nord Stream 2

Fot. www.nord-stream2.com
Fot. www.nord-stream2.com

Pozornie nowe elementy w retoryce Niemiec i Rosji dotyczące przyszłości NS2 mają na celu osłabienie sprzeciwu wobec projektu. Tymczasem oponenci gazociągu nie wykorzystują optymalnie okazji do zadania ciosu w NS2. Do najbardziej pomijanych obszarów należą brak skutecznych wysiłków wykazujących korupcjogenny charakter działań Gazpromu w Europie i skoncentrowanie uwagi w przestrzeni informacyjnej wokół podwykonawców gazociągu.

Niemiecko-rosyjski blef

W ostatnich tygodniach zanotowano serię pozornie nowych komunikatów ze strony adeptów gazociągu Nord Stream 2 (NS2). Kanclerz Niemiec Angela Merkel wyznała, że gazociąg nie jest tylko komercyjny, ale ma także składową polityczną. Według niej należy popracować nad gwarancjami dla Kijowa w zakresie przesyłu po 2019 roku. Prezydent kraju nad Renem – Frank Walter Steinmeier - zakomunikował, że obawy Kijowa o zaprzestanie tranzytu przez ukraińską GTS są „bezpodstawne”. W pewnym sensie wtórował im Władimir Putin, który zapewnił, że tranzyt na kierunku ukraińskim będzie kontynuowany. Oprócz tego w ostatnich tygodniach na Ukrainie odbyły się lub odbędą wizyty ministrów gospodarki i spraw zagranicznych Niemiec. Tę rzadko spotykaną aktywność dyplomatyczną Berlina nad Dnieprem należy najprawdopodobniej odczytywać jako kolejny etap batalii o NS2.

Te, na pierwszy rzut oka, przychylne Ukrainie wypowiedzi, oczywiście nie są świadectwem triumfu przeciwników NS2. Należy je uznać jedynie za grę na czas Berlina i Moskwy. Ta gra pozorów ma na celu zmniejszenie intensywności wysiłków torpedujących projekt, a także zawarcie de facto przejściowego porozumienia z Ukrainą co do tranzytu w pierwszych latach po 2019 roku. Ruchy te są wymuszone obiektywnymi okolicznościami, które dają Kijowowi dość mocną pozycję przetargową:  

  • Co najmniej do 2021–2022 roku nie uda się wyjść na pełną przepustowość NS2. Jeszcze bardziej mglistą i oddaloną w czasie jest kwestia drugiej nitki Turkish Stream. Oznacza to, że przynajmniej do tego czasu Gazprom i jego partnerzy w Europie nie mają wyjścia i muszą korzystać z usług ukraińskiej GTS, jeśli chcą utrzymać obecny poziom dostaw.
  • Gazprom ma zobowiązania wynikające z kontraktu ze słowackim operatorem Eustream na tranzyt 60 mld m3 gazu rocznie, który kończy się dopiero w 2029 roku. Ów gaz dociera do słowackich rur z ukraińskiej GTS. Część zakontraktowanego surowca mogłaby teoretycznie być tłoczona do Słowacji z NS2, ale na pewno nie całość. Zgoda Bratysławy na odstąpienie od tych zobowiązań wymagać zatem będzie dodatkowych wysiłków ze strony Gazpromu. Ważnym czynnikiem uprzedzającym osiągnięcie ewentualnego porozumienia Moskwy z Bratysławą w tym zakresie, powinno być włączenie USA do wywarcia nacisków na rząd słowacki. Według nieoficjalnych informacji, to właśnie twarda pozycja Waszyngtonu zwiększyła przychylność Słowacji wobec rewersu gazu na Ukrainę. Ten sam instrument wpływu powinien być zastosowany w tym przypadku.  
  • Ukraińska GTS to jedyna opcja przy szczytowym zapotrzebowaniu. W okresach szczytowego zapotrzebowania tylko ukraińska GTS może zapewnić wystarczające dostawy gazu do krajów UE. W dłuższym horyzoncie czasowym czynnik ten będzie się pogłębiał z uwagi na stopniową redukcję wydobycia ze złóż Groningen, które pełniły (wraz z GTS Ukrainy) dotąd ważną rolę właśnie w zaspokajaniu krótkotrwałych skoków popytu. Daje to w ręce Kijowa kolejny mocny argument negocjacyjny.
  • Odporność na awarie GTS Ukrainy. Gazociągi podmorskie są szczególnie wrażliwe w przypadku awarii, których naprawienie trwa sporo czasu, co komplikuje przesył. Takiego problemu nie ma w przypadku ukraińskiej GTS, która nawet jeśli doznaje usterek, to ma możliwość przekierowywania surowca na inne odcinki swojego systemu bez szkody dla tranzytu.
  • Wzmożone ryzyko zastosowania sankcji wobec NS2. Po przyjęciu w USA 2 sierpnia 2017 roku ustawy sankcyjnej CAATSA, która opcjonalnie objęła m.in. NS2, duże znaczenie zaczęły odgrywać aktywność dyplomatyczna i informacyjna mająca na celu stworzenie sprzyjających warunków do zastosowania (w przypadku Kijowa, Warszawy i innych przeciwników NS2) lub zaniechania obejmowania restrykcjami NS2 (w przypadku Berlina i Moskwy). Aktywność Berlina ma na celu tylko i wyłącznie demonstrację „dobrej woli” wobec roli tranzytowej Ukrainy w celu zaniechania sankcji przez USA.
  • Prace nad statusem prawnym NS2. Dodatkowym elementem mogącym opóźnić realizację i eksploatację NS2 jest ostateczna decyzja organów unijnych co do statusu prawnego gazociągu. Dyskusje wewnątrz UE nie przebiegają tak, jak zakładano w Berlinie, więc postanowiono złagodzić sprzeciw zmieniając retorykę.

Z uwagi na powyższe argumenty pozycja Moskwy i Berlina w ostatnich tygodniach prezentuje większą elastyczność, ale ma ona charakter wymuszony i tymczasowy. Miejsce dla kompromisu istnieje wyłącznie w perspektywie trzech-czterech lat i jest dla niego przestrzeń tylko dlatego, że pomysłodawcy i realizatorzy NS2 nie będą mogli się obejść bez ukraińskiej GTS. W dłuższym horyzoncie czasowym, to gra o sumie zerowej, w której „zwycięzca bierze wszystko”.

The Power of „siłogarchia”

Jednak równolegle mają miejsce działania formułujące kardynalnie różne przekazy. Takim sygnałem wydaje się być artykuł opublikowany w Der Spiegel, w którym autorzy uzasadniają kurs Berlina na Wschodzie, wychwalają walory Nord Stream 2 i otwarcie nawołują do uznania rosyjskiej strefy wpływów na byłym ZSRR. Podobny wydźwięk miało opublikowane mniej więcej w tym samym czasie opracowanie ekspertów korporacji RAND. Materiał przygotowano przy wsparciu Fundacji Friedricha Eberta, kojarzonej z niemieckimi socjaldemokratami. Jedna z jego głównych tez to rezygnacja z dalszego rozszerzenia NATO i UE, co rzekomo ma rozwiązać problemy i napięcia w relacjach Zachodu z Rosją. Na załączonej do opracowania mapie kraje Europy Centralnej (w tym Polska) są wyodrębnione osobnym kolorem od Europy Zachodniej, a państwa objęte Partnerstwem Wschodnim określone jako „in-betweens”. Te „wysiłki intelektualne” należy uznać za porcję nowej pozycji negocjacyjnej Berlina i Moskwy w batalii o przyszłość NS2 ukazującą ich prawdziwe plany. Niemcy i Rosjanie próbują podbić stawkę, by następnie mieć przestrzeń do ustępstw.

O absurdalnych argumentach uzasadniających rzekomą potrzebę budowy NS2 napisano już stos analiz, prac i komentarzy. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na przyczynę nieugiętości adeptów gazociągu w Europie, która z uwagi na poprawność polityczną jest podnoszona bardzo rzadko. Determinacja środowisk na Zachodzie zaangażowanych w projekt mocno sugeruje, że kluczowym czynnikiem ją napędzającym są nieprzejrzyste „argumenty” Gazpromu. O znaczeniu, metodach i skuteczności rosyjskiej „siłogarchii” (od słów „siłowicy” i „oligarchia”), czyli zjawiska charakteryzującego wysoki stopień przeplatania się rosyjskich służb specjalnych i oligarchii, chodzą legendy. Wiele wskazuje na to, że nie są to historie wyssane z palca, a gorliwość, z jaką partnerzy Gazpromu realizują projekt NS2, to jeden ze sztandarowych przykładów.  

Pilnej uwadze służb państw sprzeciwiających się NS2 powinna jeszcze „wczoraj” zostać poddana działalność kilku firm zarejestrowanych w szwajcarskim kantonie Zug, w tym Nord Stream 2 AG. Osobliwością prawa gospodarczego w tym kantonie jest to, że firma nie musi informować publicznie, ani o beneficjentach końcowych, ani sprawozdaniach rocznych czy też przedstawiać bilansu księgowego. Innymi słowy uzyskanie wyczerpującej i wiarygodnej informacji na temat akcjonariuszy firm czy tym bardziej ich operacji finansowych jest praktycznie niemożliwe. Trudno uwierzyć, że Gazprom nie wykorzystuje takiej okazji do korumpowania wpływowych osobistości świata polityki i biznesu w Europie. Zresztą doświadczenia Ukrainy pokazują, że korumpowanie elit jest ważną składową rosyjskich wojen XXI wieku. Interesującym wątkiem w tym kontekście może się okazać zainicjowanie aresztu aktywów Nord Stream 2 AG, który na wniosek Naftohazu rozpoczął szwajcarski sąd w ramach egzekucji werdyktu Trybunału Arbitrażowego. Nie jest jednak jasne, czy i jakie możliwości weryfikacyjne otworzy ostateczny areszt.

Ostatnia bardzo mocna poszlaka wskazująca na stosowanie przez Kreml dodatkowych „argumentów” jest brak kar dla Gazpromu w wyniku wieloletniego postępowania antymonopolowego KE. Przeciek, który trafił do prasy, nie wywołał praktycznie żadnej poważnej reakcji czy następstw. Warto, by dyplomaci, służby, a także aktywni na europejskich forach parlamentarzyści nie pozwolili „umrzeć” temu wątkowi.

Wciąż pozostającym w cieniu tematem jest kwestia elit niemieckich, które dzięki mało przejrzystym kontaktom na Kremlu, stanowią jeden z trzonów niemiecko-rosyjskich projektów gazowych. Za takimi postaciami, jak np. Matthias Warning ciągnie się cień pracy w Stasi, co nie może pozostawać bez wpływu na obecną działalność. Korzenie polityki niemieckiej oraz firm zaangażowanych w projekt NS2 i szerzej popierających kurs energetyczny Kremla wobec Europy, najprawdopodobniej tkwią w wybudowaniu przez Moskwę bliskich konotacji z przychylnymi wobec siebie i zarazem wpływowymi środowiskami politycznymi i biznesowymi w krajach UE, zwłaszcza Niemczech. Konotacje te sięgają nawet czasów sprzed upadku muru berlińskiego. I to właśnie na uderzeniu w ten punkt powinny być skoncentrowane wysiłki przeciwników NS2.

Aktorzy drugiego planu

W dyskusjach o NS2 ze zrozumiałych względów uwaga jest przykuta do pięciu europejskich partnerów finansowych Nord Stream 2 AG – Wintershall, Uniper, OMV, Royal Dutch Shell i Engie. Za to zupełnie w cieniu pozostają inne ważne firmy europejskie zaangażowane w różnoraki sposób w projekt, głównie jako podwykonawcy. Przy czym ich rolę podkreśla fakt, że bez technologii tych kompanii Gazprom nie będzie mógł zbudować gazociągu – NS2 w 90% ma składać się z zagranicznych (nie rosyjskich) komponentów. Innymi słowy, ich udział ma krytyczne znaczenie dla powodzenia projektu. Warto o nich wspomnieć, bo to właśnie te firmy są szczególnie wrażliwe na działanie amerykańskiej ustawy sankcyjnej.

Norweska Kvaerner ma zbudować obiekty naziemne na rosyjskim brzegu opiewające na łączną sumę 72 mln USD. Co ciekawe, podpisanie kontraktu z tą firmą poprzedzały wzmożone wysiłki dyplomatyczne i informacyjne ze strony norweskiego ministerstwa ropy naftowej i energetyki Terje Søviknesa. Fakt ten należy mieć na uwadze oceniając aktywność wokół gazociągu, budową którego są zainteresowane rzekomo wyłącznie struktury komercyjne. Kolejny przykład to inżynieryjna firma niemiecka Bilfinger, która ma wykonać, dostarczyć i obsługiwać systemy bezpieczeństwa stacji na rosyjskim i niemieckim wybrzeżach oraz w centrum dyspozycji w szwajcarskim kantonie Zug. Wartość całego kontraktu zarejestrowanej w Manheim kompanii przekracza 15 mln EUR.  

Kontrakt na 40 mln EUR podpisała też zarejestrowana w Danii Blue Water Shipping, która ma wykonać usługi transportu i przechowywania zabetonowanych rur, które zostaną użyte do budowy NS2. Kolejna zachodnia firma zaangażowana w projekt to niemiecka Europipe, która według oficjalnej informacji ma dostarczyć 46% wszystkich rur niezbędnych do powstania gazociągu. Ich montażem na dnie morza dla obydwu nitek NS2 ma zająć się zarejestrowana w Szwajcarii kompania Allseas. Kontrakt opiewający na 250 mln EUR ma wykonać holenderska Boskalis Van-Oord. Jej zadaniem ma być budowa umocnień (narzutów) z kamieni.

Przeciwnicy NS2, w tym Polska i Ukraina, powinni już dawno sprawić, że o wymienionych i pozostałych podwykonawcach gazociągu oraz o ich udziale w jego budowie – powinno być w przestrzeni informacyjnej głośno. W ten sposób można zwiększyć dlań ryzyko w związku z amerykańską ustawą sankcyjną CAATSA. Tym bardziej, że zgodnie z tym dokumentem restrykcjami może być objęty każdy podmiot wykonujący w ramach NS2 inwestycję o wartości co najmniej 1 mln USD lub 5 mln USD w ciągu roku. Fakt, że sankcje wobec NS2 są opcjonalne – mogą, ale nie muszą zostać uruchomione – sprawia, że wysiłki informacyjno-dyplomatyczne wychodzą na pierwszy plan.

Warto zwrócić także uwagę na akcjonariuszy lądowej odnogi NS2 – gazociągu EUGAL, bez powstania którego NS2 nie będzie miał żadnego sensu, bo nie będzie można mówić o wykorzystywaniu jego przepustowości. Są tam cztery duże niemieckie kompanie – Gascade (kluczowy akcjonariusz – 50,5% udziałów), Fluxys Deutschland, Gasunie i Ontras. Teoretycznie firmy te także mogłyby objąć restrykcje Waszyngtonu. Przy czym do myślenia daje fakt, że Gasunie jest jednym z dziesięciu pretendentów na uzyskanie udziałów w operatorze ukraińskiej GTS, a jeszcze jednym jest macierzysta firma Fluxys z Belgii. Gdyby któraś z nich weszła do ukraińskiego operatora, to przesył na kierunku ukraińskim zostałby zredukowany do symbolicznych wolumenów.

Wnioski

  1. Aktywność dyplomatyczna Berlina i Moskwy jest „grą na czas” mającą na celu redukcję sprzeciwu wobec projektu i stworzenie iluzji konstruktywnego stanowiska z ich strony. Ma to pozwolić, po pierwsze, na złagodzenie konfrontacyjnego tonu Waszyngtonu wobec NS2 i, po drugie, na zajęcie wygodnej pozycji przetargowej w negocjacjach z Kijowem co do nowego kontraktu na przesył rosyjskiego gazu do krajów UE. Jego podpisanie jest nieuniknione, ale Berlinowi i tym bardziej Moskwie zależy na jego krótkotrwałych ramach czasowych. Podpisanie długoterminowego kontraktu z operatorem ukraińskiej GTS, w którym byłoby zawarte zobowiązanie do przesyłu satysfakcjonujących Ukrainę wolumenów surowca, byłoby elementem komplikującym i nawet podważającym sens wdrożenia NS2.
  2. Oprócz dotychczasowych zabiegów przeciwników NS2 mających na celu zastosowanie amerykańskich sankcji, pełne objęcie gazociągu przepisami III pakietu energetycznego i decyzje wymuszające zmianę jego trasy należy dodać co najmniej dwa nowe. Pierwszym są wysiłki zmierzające do wykazania wysoce prawdopodobnych korupcjogennych konotacji środowisk polityczno-biznesowych z Rosji i krajów europejskich. Wątek ten należy rozpatrywać w ścisłym związku z ustawą sankcyjną CAATSA, jako kluczowym instrumentem powstrzymania projektu.
  3. Drugim elementem wymagającym wzmożonych wysiłków jest zwiększenie uwagi w przestrzeni informacyjnej wokół licznych firm-podwykonawców NS2, bez których realizacja gazociągu będzie niemożliwa. Są one najbardziej wrażliwe na działanie amerykańskiej ustawy sankcyjnej i aktywność w przestrzeni informacyjnej wokół nich powinna zwiększyć ryzyko wynikające z udziału w projekcie.
  4. Ostatnie doniesienia z nad Dniepru pokazują, że mimo formalnej aktywizacji środowisk rządowych w zakresie przeciwdziałania NS2, w Kijowie wciąż nie wypracowano dokładnego planu działań. Nie obniżono stawek na tranzyt surowca, nie podjęto prób inicjacji procedury Open Season na rezerwację przepustowości od wschodniej granicy Ukrainy i tylko w ograniczonym zakresie wykorzystywana jest kwestia zobowiązań UE zawartych w art. 274 Umowy Stowarzyszeniowej Ukraina–UE. Jeszcze gorzej, że unbundling Naftohazu nadal się przeciąga, a 31 maja wicepremier Wołodymyr Kistion oświadczył, że rządowa grupa robocza w ciągu dwóch tygodni opracuje jego nowy model. Powodem takiej decyzji ma być ryzyko dla egzekucji werdyktu ze Sztokholmu i dalszego wykonania kontraktu tranzytowego, jakie zdaniem Kistiona stwarzałaby implementacja rozdziału właścicielskiego zgodnie z dotychczas opracowanym modelem. Te perturbacje będą zawężały pole manewru do skutecznych działań Ukrainy.
Reklama

Komentarze

    Reklama